czwartek, 6 października 2016

Od Hailey C.D Andrew

Ulżyło mi, że chłopak na mnie nie naskoczył, chociaż tyle.. Po upływie kilku minut antybiotyk skończył się i w końcu, w spokoju mogłam odejść do pokoju. Po drodze strasznie kręciło mi się w głowie, musiałam podpierać się o praktycznie każdą ścianę. Dotarłszy do drzwi ze srebrnym numerkiem „7” nad klamką odetchnęłam z ulgą. Ciągnęło mnie na wymioty, a świat wokół wirował. Pchnęłam klamkę osuwając się na kolana. Szybkim ruchem nadgarstka zamknęłam drzwi i ległam jak długa na podłogę. Ziemia była taka chłodna i wygodna. Momentalnie zmogła mnie senność i odpłynęłam.
Obudziłam się przed dwunastą. Mózg pulsował mi, jakby miał zaraz rozsadzić mi czaszkę. Ból był nie do zniesienia. Z trudem podniosłam się na kolana, każdy, choćby najmniejszy dźwięk wwiercał się w moją czaszkę niczym wiertło.
- Co ona mi dała..? – zapytałam sama siebie podnosząc się na równe nogi. W pokoju panował niewyobrażalny chłód, a może tylko mi się zdawało. Przebrałam się w świeże ubranie i wolnym krokiem udałam się na stołówkę. Po drodze zaczepiła mnie jakaś dziewczyna.
- Hailey? Hailey O’Conner? – zapytała grzecznie z uśmiechem, lecz owy uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy tylko spojrzała na moją.
- Jezus, wszystko w porządku? Aleś ty blada. Dobrze się czujesz?   – spytała. Poznałam ją, zdaje się, miała na imię Hope, również należała do Space Depth.
- O co chodzi? – zdobyłam się  na słaby uśmiech. Sądząc po mienie dziewczyny musiałam wyglądać gorzej niż gówno.
- To od Marlowe.- podała mi kopertę po czym dodała.- Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, jest okej, dziękuję. – odpowiedziałam pół szeptem. Schowałam kopertę między strony książki i kontynuowałam marsz ku stołówce. Mój organizm domagał się porządnej dawki  kofeiny. Na szczęście ludzi było mało, niestety najwięcej czerwonych… Starając się zaparzyć kawę, nie wiedziałam gdzie co stoi. Nie mogłam się połapać, wszystko mi się zmieszało. Przypadkiem strąciłam kubek, w którym chciałam wypić kawę, na ziemię. Rozbił się na tysiąc kawałeczków, robiąc przy tym nie mały hałas. Zachwiałam się lekko, mózg wydawał się krwawić w czaszce.  Za sobą słyszałam tylko śmiechy, naprawdę, śmiechu warte… Cholera.  Kucnęłam by pozbierać odłamki, nie utrzymałam się na stopach i rąbnęłam się o szafkę. Po chwili usłyszałam kroki za sobą. Ktoś ujął mnie za pachy, podnosząc do góry.
- Hailey, co się dzieje? – usłyszałam znany mi już dobrze głos.
- Nie wiem, zrobisz…- musiałam przerwać by zaczerpnąć oddechu. – zrobisz mi kawę..? – dodałam po chwili. Chłopak posadził mnie tylko na krześle przy stole i zaczął krzątać się przy szafkach. Sprzątnął nawet odłamki pobitego kubka. Po chwili postawił przede mną kubek parującego naparu.
- Dzięki. – mruknęłam zjeżdżając lekko z krzesła.
- Wyglądasz jak siódme nieszczęście.- rzekł siadając naprzeciw. W jego głosie dosłyszałam nutę nie spokoju.
- Nie wiem co się dzieje.. możesz, możesz mi to otworzyć..? – miętoliłam w ręku kopertę, usiłując rozerwać papier i wyjąć zawartość. Chłopak delikatnie odebrał ode mnie list i jednym, płynnym ruchem dłoni rozerwał kopertę. Wyjął małą karteczkę i spojrzał na mnie. Skinieniem głowy uświadomiłam mu, żeby przeczytał tekst w nim zawarty.
- Jutro wieczorem wysyłają Cię w teren – wycedził.
- Świetnie..- mruknęłam i starałam się podsunąć kubek w swoją stronę.  O mały włos, a cała jego zawartość wylądowałaby na moim spodniach.
- Ty ćpałaś coś, czy jak ? – Zapytał półżartem Andrew, zabierając naczynie sprzed mojego nosa.
- Nie.- odpowiedziałam stanowczo.
- Więc co się dzieje? – wyszeptał nachylając się.

- Nie wiem. – orzekłam spoglądając mu w oczy. Moje były zeszklone, choć nie zbierało mi się na płacz.


Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. Proszę nie obrażać członków bloga.
2. Jeżeli należysz do bloga, proszę o podpisywanie się imieniem i nazwiskiem swojej postaci.
3. Wulgarne komentarze będą usuwane.