Ulżyło mi, że chłopak na mnie nie naskoczył, chociaż tyle..
Po upływie kilku minut antybiotyk skończył się i w końcu, w spokoju mogłam
odejść do pokoju. Po drodze strasznie kręciło mi się w głowie, musiałam
podpierać się o praktycznie każdą ścianę. Dotarłszy do drzwi ze srebrnym
numerkiem „7” nad klamką odetchnęłam z ulgą. Ciągnęło mnie na wymioty, a świat
wokół wirował. Pchnęłam klamkę osuwając się na kolana. Szybkim ruchem
nadgarstka zamknęłam drzwi i ległam jak długa na podłogę. Ziemia była taka
chłodna i wygodna. Momentalnie zmogła mnie senność i odpłynęłam.
Obudziłam się przed dwunastą. Mózg pulsował mi, jakby miał
zaraz rozsadzić mi czaszkę. Ból był nie do zniesienia. Z trudem podniosłam się
na kolana, każdy, choćby najmniejszy dźwięk wwiercał się w moją czaszkę niczym
wiertło.
- Co ona mi dała..? – zapytałam sama siebie podnosząc się na
równe nogi. W pokoju panował niewyobrażalny chłód, a może tylko mi się zdawało.
Przebrałam się w świeże ubranie i wolnym krokiem udałam się na stołówkę. Po
drodze zaczepiła mnie jakaś dziewczyna.
- Hailey? Hailey O’Conner? – zapytała grzecznie z uśmiechem,
lecz owy uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy tylko spojrzała na moją.
- Jezus, wszystko w porządku? Aleś ty blada. Dobrze się
czujesz? – spytała. Poznałam ją, zdaje się, miała na
imię Hope, również należała do Space Depth.
- O co chodzi? – zdobyłam się na słaby uśmiech. Sądząc po mienie dziewczyny
musiałam wyglądać gorzej niż gówno.
- To od Marlowe.- podała mi kopertę po czym dodała.- Na
pewno wszystko w porządku?
- Tak, jest okej, dziękuję. – odpowiedziałam pół szeptem.
Schowałam kopertę między strony książki i kontynuowałam marsz ku stołówce. Mój
organizm domagał się porządnej dawki
kofeiny. Na szczęście ludzi było mało, niestety najwięcej czerwonych…
Starając się zaparzyć kawę, nie wiedziałam gdzie co stoi. Nie mogłam się
połapać, wszystko mi się zmieszało. Przypadkiem strąciłam kubek, w którym
chciałam wypić kawę, na ziemię. Rozbił się na tysiąc kawałeczków, robiąc przy
tym nie mały hałas. Zachwiałam się lekko, mózg wydawał się krwawić w
czaszce. Za sobą słyszałam tylko
śmiechy, naprawdę, śmiechu warte… Cholera.
Kucnęłam by pozbierać odłamki, nie utrzymałam się na stopach i rąbnęłam
się o szafkę. Po chwili usłyszałam kroki za sobą. Ktoś ujął mnie za pachy,
podnosząc do góry.
- Hailey, co się dzieje? – usłyszałam znany mi już dobrze
głos.
- Nie wiem, zrobisz…- musiałam przerwać by zaczerpnąć
oddechu. – zrobisz mi kawę..? – dodałam po chwili. Chłopak posadził mnie tylko
na krześle przy stole i zaczął krzątać się przy szafkach. Sprzątnął nawet
odłamki pobitego kubka. Po chwili postawił przede mną kubek parującego naparu.
- Dzięki. – mruknęłam zjeżdżając lekko z krzesła.
- Wyglądasz jak siódme nieszczęście.- rzekł siadając
naprzeciw. W jego głosie dosłyszałam nutę nie spokoju.
- Nie wiem co się dzieje.. możesz, możesz mi to otworzyć..? –
miętoliłam w ręku kopertę, usiłując rozerwać papier i wyjąć zawartość. Chłopak
delikatnie odebrał ode mnie list i jednym, płynnym ruchem dłoni rozerwał kopertę.
Wyjął małą karteczkę i spojrzał na mnie. Skinieniem głowy uświadomiłam mu, żeby
przeczytał tekst w nim zawarty.
- Jutro wieczorem wysyłają Cię w teren – wycedził.
- Świetnie..- mruknęłam i starałam się podsunąć kubek w
swoją stronę. O mały włos, a cała jego
zawartość wylądowałaby na moim spodniach.
- Ty ćpałaś coś, czy jak ? – Zapytał półżartem Andrew, zabierając
naczynie sprzed mojego nosa.
- Nie.- odpowiedziałam stanowczo.
- Więc co się dzieje? – wyszeptał nachylając się.
- Nie wiem. – orzekłam spoglądając mu w oczy. Moje były zeszklone, choć nie zbierało mi się na płacz.
Andrew?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
1. Proszę nie obrażać członków bloga.
2. Jeżeli należysz do bloga, proszę o podpisywanie się imieniem i nazwiskiem swojej postaci.
3. Wulgarne komentarze będą usuwane.