Od rana wpół martwa snułam się po kolonii czytając nowo znalezioną, przed paroma dniami książkę. Zatracałam się w jej treści, wyobrażając sobie bohaterów, stojących tuż obok mnie. Wyimaginowani przyjaciele, standard, innych nie miałam. Kiedy siedząc na korytarzu uderzyłam głową o ścianę, gdyż „przypadkowo” zasnęłam, powiedziałam – dość. W te pędy udałam się na stołówkę, by zaparzyć sobie kawę. Porządna dawka kofeiny, powinna postawić mnie na nogi. Usiadłam, jak zwykle samotnie, przy stoliku stawiając przed sobą kubek z gorącym napojem, po czym wróciłam do pochłaniającego tekstu książki. Co raz podnosiłam wzrok, upijając łyk cappuccino. Czułam się nieswojo, jak gdyby ktoś wywiercał dziurę w moim ciele. Mimo to rozglądając się dookoła, nie dostrzegłam nikogo zainteresowanego moją osobą. Wszystkie 3 klany siedziały w innych kątach pokoju, a ja – sama. Nawet inni członkowie mojej „drużyny” trzymali się ode mnie z daleka. Ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną mężczyzna. Dobrze znany mi już mężczyzna. Nazywał się Andrew, zdaje się, pochodził od czerwonych i kumplował się z tzw. „najpopularniejszymi” czyli Goot’ami i Rudą Harvey. Nie miałam nic do nich, choć czasem ich spojrzenia mówiły same do siebie. Ten zaś osobnik był aż nadto upierdliwy.
- Co tam u Ciebie słychać Hailey ? – rzucił wykrzywiając twarz w zawadiackim uśmiechu.
- Nie masz nic innego do roboty ? – spytałam lekko podirytowana.
- Nie, lubię Twoje towarzystwo.
- Ja Twojego niezbyt. – mruknęłam wlepiając wzrok w książkę.
- Oj nie bądź taka oschła.. – położył dłoń na sercu robiąc głupią minę, lecz po chwili wrócił mu uśmiech. Głośno zamknęłam książkę wstając od stołu.
- Cześć. – rzuciłam tylko w jego kierunku. Szybko odmaszerowałam w stronę wyjścia słysząc za sobą tylko ciche śmiechy. Naprawdę zabawne. Pędząc w kierunku swojego pokoju wpadłam na jednego z liderów, Chrisa właściwie. Odbiłam się od jego torsu jak piłka i głucho uderzyłam ciałem o ziemie. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem po czym zaśmiał się i pomógł wstać, wymieniliśmy parę krótkich zdań i każde poszło w swoją stronę. Do wieczora siedziałam w swoim pokoju. Znów nie mogłam spać. Mijały minuty, potem minuty przerodziły się w godziny. W środku nocy wyszłam na korytarz i usiadłam na ziemi przy najbliższym oknie. Podziwiałam to, co widziałam po drugiej strony. Popadłam w tak głęboką zadumę. Że nawet nie wiem, jak udało mi się zasnąć. Nad ranem obudziłam się w łóżku, cudzym łóżku, wtulona w poduszkę przesiąkniętą męskimi perfumami…bardzo zmysłowymi perfumami. Podniosłam się do siadu i spostrzegłam chłopaka, śpiącego na starej sofie, przykrytego zwykłym, bawełnianym kocem.
(Andrew? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
1. Proszę nie obrażać członków bloga.
2. Jeżeli należysz do bloga, proszę o podpisywanie się imieniem i nazwiskiem swojej postaci.
3. Wulgarne komentarze będą usuwane.