sobota, 29 października 2016

!Uwaga!

W związku z ostatnim postem, dodanym przez Administratora informuję wszystkich, że sprawa, która zawarta jest w owym poście(poprzednim) prędzej czy później zostanie zrealizowana. Nie zostało to spełnione w wyznaczonym czasie z powodów technicznych. Nasz Administrator zapewnia, że gdy tylko uzyska dostęp do odpowiednich środków, wykona postawione zadanie, i nikt nie wymiga się od konsekwencji. Tymczasem nalegam, aby osoby, które jeszcze nie pisały, bądź są wywołane do odpowiedzi na opowiadanie, czym prędzej je napisały i wstawiły na bloga. Nie chcemy by blog upadł, lecz aktywność członków od ostatniego miesiąca jest po prostu tragiczna. Oczywiście to jest zrozumiałe - szkoła, praca, lecz nie wierzę, że nikt nie znalazł choćby chwili na to, by poświęcić choć odrobinę czasu na odpisanie. Dołączając do bloga zobowiązaliście się do przestrzegania regulaminu. Oto małe przypomnienie:

  • " Opowiadania trzeba pisać przynajmniej raz na miesiąc, ale lepiej pisać częściej."
  • " Opowiadania, które zlecono twojej postaci dokończyć, mają zostać dokończone."
Na końcu posta wymienię parę postaci, które muszą odpisać/napisać opowiadanie, oraz linki do poszczególnych postów z tym związanych.

TYMCZASOWE: Osoby które wysłały formularz do użytkownika RoseHarveyy na howrse proszone są o przesłanie formularza do użytkownika † Ʀɸʂɛɱɑɾʏ †  w celu dodania członka do bloga.

Osoby, które muszą napisać opowiadanie:
  • Kimiko Holden.
  • Erica Goot. ( TYMCZASOWO ZWOLNIONA)
  • Kyle Goot.  (TYMCZASOWO ZWOLNIONY)
Osoby, które muszą odpisać na opowiadanie:
Liczę na szybkie odpowiedzi i nowe posty.
Żona Administratora.

środa, 19 października 2016

Od Administratora


  • Nie było mnie parę dni przez pewne sprawy osobiste, a tu już pustki. Szkoda. 
Mam pytanko, ktoś z członków (lub nie) chce pomóc w rozbudowie bloga ? 


  • Proszę o nadesłanie formularzy waszych towarzyszy (zwięrząt) jeżeli takiego posiadacie lub chcecie mieć. 
Formularz:
Pełnę imię:
Imię: (jak się na niego woła lub można wołać)
Cechy charakteru: (krótko, zwięźle i na temat)
Ciekawostki: (coś ciekawego na temat twojego zwięrzęcia, mogą być związane z wyglądem, przeszłością, charaktetrem itd)
Agresja: właściciel 0-10/ najbliżsi właściciela 1-10/ obcy lubie 0-10/ obcy 0-10/


  • W piątek (21.10) lub w sobote (22.10) będę wystawiać zagrożenia postaci które nie napisały jeszcze opowiadań albo które napisały tylko jedno na ten albo poprzedni miesiąć. 


RoseHarveyy

wtorek, 11 października 2016

Od Hailey C.D Andrew

Nie podobało mi się jego podejście, wiedziałam, że tak czy owak, będziemy musieli udać się do liderów po pełną zgodę. Usiadłam, by włożyć i zawiązać drugiego glana.
- Powiesz mi dzisiaj czy nie?! – warknął głośno kierując głowę w moją stronę. Nie wytrzymałam.
- Przestań tak na mnie naskakiwać do cholery! – wyprostowałam nogi. Usłyszałam jak wszystkie moje kłykcie strzeliły głośno. Chłopak zmieszał się odrobinę, choć z jego twarzy nie mogłam wyczytać nic innego, oprócz złości. Po chwili wyprostował się i podszedł, niemalże podbiegł do mnie.
- Nie dam Ci iść samej, nie poza kolonie. –rzekł stanowczo.
- Czemu się tak zachowujesz?! Nawet  mnie nie znasz Andrew!
- An!. – poprawił mnie, a na czole wyskoczyła mu pulsująca żyłka.
- Będę mówić jak mi się będzie podobało. – fuknęłam. W jednej chwili znalazłam się w kompletnie innym miejscu. Chłopak przygniatał mnie swoim Torsem do ściany tuż przy drzwiach, zaś na ramionach zaciskał mocno swoje dłonie. Był tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na swojej szyi. Przeszedł mnie zimny, lecz miły dreszcz. Wpatrywał się w moje oczy, jakby usiłował znaleźć w nich cokolwiek przydatnego.
- Przestań. – szepnął. – Przestań grać taką obojętną i zimną.
- Nie gram. Nie podoba mi się twoje podejście i zachowuje się całkiem normalnie. Chyba postawiłeś mnie w zbyt barwnym świetle.
- Kłamiesz. Łżesz jak z nut, widzę to w twoich oczach.  Nie chcesz mnie przy sobie – trudno. Będziesz na to skazana bo nigdzie beze mnie nie pójdziesz.
- Zobaczymy. – mruknęłam. Chłopak powoli odsunął się ode mnie, po czym wrócił z powrotem do swojej szafki. Zarzuciłam na plecy kurtkę, a po chwili też plecak.
- Idę porozmawiać z Liderami co do wyprawy, jeśli się zgodzą..
- Sam porozmawiam z Lane’em..
- Jak sobie chcesz. – zamknęłam drzwi i ruszyłam prosto do pokoju liderów. Na moje szczęście, na miejscu zastałam wszystkich.  Dokładnie omówienie planu nie trwało długo, Lane jak zwykle wytłumaczył mi jak pięciolatce, co mam robić w sytuacji zagrażającej życiu. No tak, najlepszy tropiciel udziela najlepszych rad w kierunku swojej profesji. Harper wręczył mi jakiś pistolet, był wielki i niewygodnie leżał w dłoni. A Marlowe? Ta zmierzyła mnie tylko wzrokiem. Wychodząc z Sali wpadłam na wyposażonego już Andrew’a.
- Moja kolej, tylko poczekaj na mnie! – Rzekł  z uśmiechem. Ja tylko stanęłam pod ścianą i czekałam. Po około godzinie drzwi powtórnie się otworzyły.
- Jak mówiłem, jesteś na mnie skazana. – wyszczerzył się.
- Niestety.- sapnęłam w odpowiedzi.
- To jaki jest cel wszystkiego?

- Jak zwykle, zbadanie terenu, flory i fauny. Musimy również znaleźć jakiekolwiek oznaki po Tomie.

An?

niedziela, 9 października 2016

Od Andrew Cd. Hailey

- Co ty?
- Dostałam rozkaz, muszę wyruszyć przed dwunastą.- Za jąkała się kiedy spiorunowałem ją wzrokiem
- Że co ?! - warknąłem, a ona spuściła głowę. - Ehh.. - westchnąłem głośno i skierowałem się do swojej szafki.
- Andrew ?
- Mów mi już An, będzie krócej.
- Pytam się co ty robisz ?
- Idę z Tobą.
- Weź przestań.
Spiorunowałem ją wzrokiem, a po chwili zacząłem się przebierać.
- Inaczej będę się martwił. - odparłem wpatrując się w ścianę. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na nią.
- To o co chodzi w tej misji ? - spytałem ciekawy.

<Hailey, przepraszam. Brak pomysłu mnie nawiedził.>

sobota, 8 października 2016

Kimiko Holden

Jeśli chcesz oglądać tęczę, to musisz dzielnie znieść deszcz.

  • Imię i nazwisko: Kimiko Holden.
  • Pseudonim: Kim/Kimi.
  • Klan: Space Depth.
  • Płeć: Kobieta.
  • Wiek: 19 lat.
  • Stanowisko: Lekarz.

Głos: Dead or Lie! - Jenny
Data Urodzenia: 14.02.
Wygląd: Kimiko to maleńka dziewczynka mierząca ledwo 1.56 centymetrów, ważąca ledwie 53 kilogramów. Jej figura to typowa gruszka, czyli szerokie biodra i średnie piersi. Dziewczęce oczy koloru oceanu i jasna cera wyróżniają się chyba najbardziej z jej wyglądu. Długie złote włosy sięgają jej do kostek, a grzywka opada jej na lewą stronę. W jej jasne włosy wpięta jest czarna kokarda ozdobiona białymi cekinami. Ciało dziewczyny zakryte jest zieloną sukienką, pod którą kryje się biała koszula z czerwoną wstążką. Na jej nogach spoczywają czarne zakolanówki, a na jej maleńkich stopach leżą czerwone buty.
Znaki szczególne: Na jej nadgarstku wisi złota bransoletka, a pod koszulą wisi naszyjnik z jasnoniebieskim sercem.
Cechy charakteru: Kim jest raczej miłą i wyrozumiałą osobą. Stara się nieść pomoc wszystkim którzy jej potrzebują. Dziewczyna jest na ogół małomówna, przez swoją nieśmiałość. Nie łatwo jej się odnaleźć w grupie, przez co przebywa przez większość czasu sama. Uwielbia zwierzęta, zwłaszcza gryzonie. Jej zaufanie do drugiego człowieka jest bardzo ograniczone, żeby komuś zaufać musi spędzić z drugą osobą długi czas. Jej specjalnością jest ukrywanie uczuć i wykrywanie kłamstw drugiego człowieka. Przeraża ją widok krwi i przemocy, przez co unika wielu scen walki. Jest spokojna i szczera. Jednak, jak każdy człowiek czasem przepełniają ją negatywne uczucia. Nie umie się długo na kogoś złościć, ale kiedy jest zła z jej oczu po prostu płyną łzy. W akcie złości potrafi podnieść głos, jak każdy. W akcie furii potrafi nawet podnieść na kogoś rękę, ale nie dzieje się to zbyt często.
Lubi: Pasją Kimi są głównie książki i granie na pianie. W międzyczasie dziewczyna lubi zajmować się ogrodem i zwierzętami. Lubi słodkie jedzenie i owoce.
Nielubi: Kim nienawidzi cynamonu, bo jest na niego uczulona. Obrzydza ją kawa. Nienawidzi przemocy i widoku krwi.
Ciekawostki: Przeraźliwie boi się ciemności i wody.
Rodzina: Jej jedyna rodzina to babcia i dziadek którzy umarli.
Orientacja: Heteroseksualna.
Partner:~~
Wyposażenie: Nie wychodzi z domu bez nożyczek przy sobie.
Login/E-mail: ~Rin/ akianeko12@gmail.com


Od Olivii Cd Scott

Popatrzyłam na nowo poznanego człowieka po czym wstałam z trawnika. Spojrzałam na Alaskę która się uspokoiła i pasła się kawałek dalej.
- Z jakiego Klanu jesteś ?
- Dark Ash
- To będziemy się często widywać bo ja też - uśmiechnęłam się lekko
- Jesteś kim w klanie ?
- Żołnierzem ..
- O ja za to tworze androidy i roboty
- Ciekawe nawet zajęcie a ta noga to też twoje dzieło
- Skąd ? .. ehhh .. tak ..
- Spoko .. jeśli uraziłam to sorry ale nawet spoko jest
- Nie okey .. okey .. przyzwyczaiłem się już do tego
- Chcesz iść na kawę .. bo widzę,ze ani ty ani ja nie mamy zajęcia
- Czemu nie ..
Poszliśmy do kawiarni która znajdowała się nieopodal,Scotty zamówił sobie Espresso a ja Karmelowe Latte. Nawiązała się nawet dobrze klejąca rozmowa.
- Od dawna tu jesteś ? -padło pytanie
- Chyba od zawsze ... a w oddziale jestem jakieś 6 lat
- Jak się domyślasz jestem od niedawna
Wyjęłam paczkę papierosów gdy wyszliśmy z kawiarni, włożyłam do ust po czym podpaliłam wyciągnęłam paczkę w jego stronę
- Chcesz ?

<Scotty, następne będzie długie oki ^^)

Od Ryan'a Cd Rose

Dziewczyna wparowała i usiłowała mnie udusić w dup*e miałem to,ze morze mieć kłopoty.  Powiedziałem to co uważałem za słuszne,do pokoju wbił jakiś chłopak odciągnął ją  ode mnie ale też się idiota spruł do mnie. Rose mruknęła coś na temat wilkołaków,ze Lane się dowie i opuściła wraz z tym gburem mój pokój. Byłem wściekły na maksa uderzyłem pięścią w ścianę po czym wziąłem głęboki oddech. Naostrzyłem norze i schowałem do kieszeni po czym zamknąłem pokój od środka.
Podszedłszy do okna otworzyłem je i wyskoczyłem,wylądowałem na nogach i ruszyłem przed siebie wziąłem do ust papierosa i zapaliłem wciągnąłem dym głęboko i wypuściłem.
Poszedłęm na swoją zmianę pilnowania muru. Wieczorem podeszła do mnie Rose i podpisałem się bez słowa,także się do mnie nie odezwała. Poszedłęm na kolację zjadłem kanapkę po czym poszedłem opuścić miasto musiałem spotkać się z watahą aby ich ostrzec. Gdy wyszedłem za ostatni mur zaczęło lać miałem to gdzieś z cukru nie jestem. Tylko ja znalem tajne przejście do siedziby wilkołaków i oczywiście nie zdradzę wam gdzie to. Gdy dostałem na miejsce ustałem na kamień gdzie zazwyczaj staje Samiec Alfa. Zawyłem po czym po chwili zostałem otoczony przez nich.
- Co jest mruknął Sam ?
- Mamy problem ..
- Jaki .. ?
- Musimy zachować ostrożność ta dziewczyna co jej pilnowałeś Jacob chce was sprzedać
- Zabić !! Zabić !! Zabić !! - powtarzał jeden przez drugiego ..
- Nie
- Bo co to twoja nowa rodzina -wściekł się Embry
- Nie są moją rodziną !!
- W takim razie zabić ich ! - warczał Paul
- Nie możecie ich zaatakować ... dopóki to oni nie zaczną wojny a spora szansa,że nie zaczną
- Co mamy czekać na ich atak ..- wzburzył się Seth
- Lepiej poczekać Caleb ma rację .. nie rozpoczynajmy tej wojny -podeszła do mnie Leah
- Zawsze go popierasz - warknął Jacob
- To bez sensu jeśli zaczniemy potraktują nas jak mutantów ..-westchnęła Leah
- A teraz jak nas traktują ! - oburzył się Sam
Zapaliłem papierosa po czym westchnąłem ..
- Jeśli tylko zobaczę, że coś szykują przyjdę do was i będę walczył po waszej stronie przysięgam na swoje życie -połozułem reke na sercu
- A tylko nas zdradź to0 zrobię wszystko aby Cię zabić - powiedział Sam 
- Umówione .. - powiedziałem
Nie wróciłem na noc do bazy zostałem u Leah w jaskini spałem z nią. Gdy rankiem się obudziłem pożegnałem watahę i wróciłem do bazy. Wszedłem przez okno do pokoju wziąłem prysznic przebrałem się i otworzyłem drzwi pokoju. Poszedłęm na stołówkę zjeść śniadanie idąc na zaminę wpadłęm na Rose ..

<Rose> 

Od Scott'a

Kolejny dzień, kolejne ulepszenie protezy.
Chwyciłem protezę i nieumiejętnie próbowałem założyć ją od nowa. Udało się. Jeszcze tylko muszę podpiąć nerwy... Ja pier papierek.... Zacisnąłem zęby i zacząłem bawić się w podpinacza. Skończone, trzeba sprawdzić jak się trzyma. Wstałem.
Wszystko jest git. Chwyciłem w biegu swoją kurtkę i wybiegłem z domu. Oczywiście nie zapomniałem o swoim pistolecie oraz sztylecie, dodatkowo jednak zabrałem swoje słuchawki i odtwarzacz Udałem się za mury, trzeba w końcu wypróbować nowe ulepszenia, które wprowadziłem.
Po około piętnastu minutach spotkałem mutanta podobnego do wilka, tylko że ten był o wiele większy i brzydszy. Bez chwili zawahania rzucił się na mnie. Sprawnie wyminąłem atak potwora, jednak ten nie poddawał się i dalej szarżował.
Skorzystałem z ulepszonej nogi i odbiłem się na około dwa metry w górę, wystarczająco by wskoczyć na mutanta. Tak jak przewidywałem, ulepszenia nogi sprawiły iż ta poraziła prądem potwora. Zaskoczyłem z niego i zacząłem strzelać w jego głowę. Potwór padł martwy.
-Więc to by było na tyle...- powiedziałem sam do siebie i ruszyłem w stronę kwatery głównej. Po drodze zauważyłem jakąś dziewczynę z klaczą. Zaciekawiony podszedłem do nich.
- Ale ładny koń .. twój ? - powiedziałem z uznaniem. Dziewczyna spojrzała w moją stronę
-Tak .. od jakiś 2 godzin mój - zaśmiała się
Chciałem dotknąć klaczy, jednak ta cofnęła się i stanęła dęba.
-Nie Lubi facetów -powiedziała
-Czemu ? - zapytałem zaskoczona
-Mężczyzna ją bił musiałam ją uratować ..
-Dobre serce masz ..
-Tylko dla zwierząt .. -uśmiechnęła się
Klacz uspokoiła się a dziewczyna ją pogłaskała.
-Już dobrze Alaska .. tak w ogóle jestem Olivia ale mów mi Livii -podała mi rękę.
-Miło mi. Mam na imię Scott, ale mów mi Scotty- powiedziałem z uśmiechem.


Olivia?

Od Rose CD. Ryan

Kiedy spędzałam czas z James'em, nagle rozległo się pukanie. 
- Otwarte. - krzyknęłam nie ruszając się.
W drzwiach stanął Lane. Oboje gwałtownie wstaliśmy. 
- James - kiwnął głową w jego stronę na przywitanie. - Rose. - spojrzał surowo na mnie. 
Powiedział.. On mu o tym powiedział ! 
- Zabije gnoja... - szepnęłam prawie niesłyszalnym głosem do siebie. 
- Ehh.. Rose. Proszę możemy porozmawiać na osobności ? - pytał lider
- Nie. - oboje mężczyzn zdziwiło się. - James może wiedzieć, ufam mu. Jako jedynemu. 
Lane westchnął. 
- Dlaczego nie wspomniałaś w raporcie, że zemdlałaś przez leki ? 
- Ponieważ to nie dotyczyło misji. - broniłam się
- Dlaczego nie wspomniałaś że jeszcze bierzesz leki ? Okłamałaś mnie ! - warknął, a ja aż podskoczyłam. 
- Nie mogłam od tak tego rzucić ! - odwarknęłam, ale nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Musiała obniżać dawki co jakiś czas, bo inaczej to by się niedobrze skończyło liderze. - wtrącił się James. - Przepraszam za wtrącanie się, ale taka prawda. 
Westchnął głośno. 
- Razem z Kyle'm jesteś moim doradcą, nie możesz ukrywać przede mną takich tajemnic. 
- Przepraszam. - spuściłam głowę.
- Zawieszam Cię. - dodał
Gwałtownie spojrzałam w jego stronę.
- Nie możesz ! - podniosłam głos, a James zaczął mnie uciszać. 
- To Twój lider, opanuj się. - mruknął, łapiąc mnie za prawe ramię. 
- Rose, robię to dla Tw.. - zaczął Lane
- Nie mów tego. - przerwałam mu. - Rozumiem. Jestem zawieszona.. 
Kiwnął głową na pożegnanie i wyszedł. 
- Zabije go. Zabije gnoja.. 
- Czyżby nowy nabytek sie dla Ciebie nie sprawdził.. - zasugerował James
- Dokładnie.
Tylko drzwi numer pięć stały mi na drodze do uduszenia tego szczura. 
- Co sie stało ? - spytał kiedy weszłam do środka
- Nie warto, Rose. - słyszałam głos James'a który przyszedł za mną. 
Szybko znalazłam się przy łóżku gdzie znajdował sie Bielikow. W mgnieniu oka zacisnęłam dłoń na jego krtani. Byłam słabsza niż zazwyczaj, ale złość dodawała mi więcej siły.
- Prosiłam żebyś nie mówił o lekach ! - krzyknęłam. 
- Prosiłaś, ja nikomu nie pomagam. - zapał mnie za nadgarstek ale nie puściłam jego szyi, za to wbijałam w nią paznokcie, aż ślady stawały się czerwone. 
James w końcu nie wytrzymał. 
- Do cholery, Rose. Zostaw go ! - warknął łapiąc mnie za lewę ramię i przyciągnął do siebie, a ja syknęłam z bólu. - Idiotko, nie rób więcej problemów. 
- Zamknij się James, to nie Twój interes ! - warknęłam. 
- Oboje się kurwa zamknijcie i wynocha ! - wtrącił się Ryan. 
- Jesteś tylko szeregowym, nie masz prawa mi rozkazywać ! - spojrzałam na niego.
- Bo Cię kurwa posłucham ! - warknął. 
Nagle James stanął przed nim
- Jako jej podwładny masz obowiązek jej słuchać. Sprzeciw się jeszcze raz wolny jeźdźcu, a mamy wolne izolatki. - odparł James, a mnie ogarnęło ogromne zdziwienie. 
- Jakiś gówniarz nie będzie mi mówić co mam robić. - warknął.
- Gówniarzem jesteś tutaj tylko ty. - wtrąciłam się. 
- Wiek to nie tylko liczby, ale tutaj obowiązuje hierarchia. - dodał James, a po chwili spojrzał na mnie. - Ty też teraz nie jesteś bez winy. Dobrze że Lane zawiesił Cię w obowiązkach bo inaczej, zostałabyś za to teraz ukarana. - warknął. 
Ty mała cholero !
- Chodźmy. - odparł. 
Z James'a spojrzałam na Ryan'a.
- Te wilkołaki nie są niczemu winne, ale przypominam że ja nie mam serca. - odparłam stanowczo. - Lane się dowie, prędzej czy później. - skierowałam sie w stronę wyjścia, razem z James'em. 
Wychodząc spojrzałam na niego i posłałam mu wredny uśmiech. 
Powiedział coś ale go zignorowałam i zamknęłam drzwi. 
- James.. - złapałam go za dłoń. - Dziękuję. 
- Jak zawsze do usług, moja pani. - puścił mi oczko. 
- Debil. - zaśmiałam się. 

<Ryan?>


Od Rose CD. James

- Rose, czy ty zemdlałaś ? - spytał, a mnie ogarnęło sparaliżowanie. Dotknął mojego ramienia, a ja momentalnie wtuliłam się jego tors. - Proszę, nie unikaj odpowiedzi. - powiedział ale odwzajemnił uścisk. Po dłuższej chwili złapał mnie delikatnie za ramiona i odsunął od siebie, spoglądając mi w oczy.
Westchnęłam głęboko.
- Tak.. - szepnęłam - Tak, zemdlałam.. z powodu leków..
- Mogłaś się nie obudzić.
- Myślałam że mam jeszcze ponad dwie godziny ! - broniłam się
- Mogłaś się nie obudzić ! - podniósł głos.
Otworzyłam szerzej oczy, ale szybko się ogarnęłam.
- Nie pozwalaj sobie ! - warknęłam.
Patrzył mi centralnie w oczy. Znaliśmy się już bardzo dobrze. Byłam jego 'opiekunką' kiedy dołączył do kolonii parę lat temu.
Westchnął. Ustąpił.
- Nie potrafię się z Tobą kłócić. - odparł siadając na kanapie, rokładając ręce na oparciu.
Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem i usiadłam koło niego.
- Wiem że się martwisz, przepraszam. Ale jesteś czasami gorszy niż Kyle ! Nawet Erica się tak nie martwi.
- Spójrz prawdzie w oczy, ona nigdy się nie martwi.
- James !
- No żartuje. - zaśmiał się. - Ona kocha swoją starszą nieokiełznaną siostrę. - dodał powstrzymują śmiech. '
Uderzyłam do w żebra.
Zasyczał, z bólu.
- Jesteś niemożliwa. - odparł
- W końcu jestem ruda. - uśmiechnęłam się wrednie.
Odwzajemnił mój uśmiechem, lekkim śmiechem.
Objął mnie ręką, a ja wtuliłam się w niego.
- Dziękuje że jesteś. - dodałam zamykając oczy.

<James, racja. Zacznijmy naszą historie ! :3 >

Od James'a CD. Rose

Kiedy dowiedziałem się, że Rose nie wróciła z patrolu martwiłem sie, bardzo. Znaliśmy sie odkąd dołączyłem do kolonii. Pomimo jej wieku byłem pod jej opieką i przyznam że tęsknię za tymi czasami. Jest dla mnie cenną przyjaciółką i oboje dbamy o siebie w tych ciężkich czasach.
Kiedy wróciłem z patrolu do kolonii usłyszałem że Harvey wraz z kompanem wróciła. Bez zastanowienia poszedłem się z nią spotkać.
Kiedy otworzyła drzwi była zdziwiona.
- Chcesz coś ? - spytała.  Coś wisiało w powietrzu.
- Co się stało ? - odpowiedziałem pytaniem.
- Nic poważnego. - odparła.  - Chcesz wejść ?
- Myślałem że nigdy nie spytasz. - uśmiechnąłem się i wszedłem zamykając za sobą drzwi. - Dobrze że wróciłaś cało, prawie. - dodałem spoglądając na jej lewe ramię.
- Wyliżę się, jak zawszę. - uśmiechnęła się sucho.
- Nie wymuszaj uśmiechu. - odparłem podchodząc do niej - Nie przy mnie. - szepnąłem zachowując surową minę.
- James.. - jęknęła zrezygnowana - Proszę Cię, daj mi dziś spokój.
- Nie. - nie zawahałem się z odpowiedzią. - Nie możesz być teraz sama. Dobrze to wiesz. Te leki to nie przelewki.
- Skąd.. ? - zdziwiła się
- Następnym razem chowaj leki jak słyszysz dzwonek do drzwi..
Rozejrzała się.
- Dlatego.. - unikała mojego wzroku, a ja dalej kontynuowałem - dlatego wróciłaś nad ranem, tak ?
Odpowiedziała mi cisza.
- Rose, czy ty zemdlałaś ?

<Rose? Zaczynami swoją historię :D >

Od Olivii

Wstałam rankiem z łóżka po czym poszłam do łazienki wzięłam szybki prysznic,spięłam włosy w koka i delikatnie się pomalowałam. Wyszłam z łazienki wzięłam katanę która stała przy łóżku naostrzone Sheridany i kunai do sakiewki. Poszłam na śniadanie zrobiłam sobie kanapki i herbatę.
Nie spieszyło mi się dzisiaj nigdzie. Gdy wyszłam zapalić spotkałam Chrisa który zmierzył mnie morderczym spojrzeniem. Zgasiłam papierosa i odwróciłam wzrok od Lidera.
-Kiedy skończysz z nałogiem ?
-Nie wiem chyba nigdy ..
Pokiwał przecząco głową
-To zła odpowiedz .. słuchaj idz na strzelnicę mam tam mase broni do przetestowania
Skinęłam głowa i udałam się tam,co prawda wolałam zabwę mieczami niż pistoletami ale cóż i tak muszę  ćwiczyć .. Po spędzeniu tam poranka poszłam do miasta a raczej na jego obrzeża.
Nagle usłyszałam krzyk
-Głupia Szkapa !! -towarzyszyło temu też parę machnięć batem
Od razu poszłam w tamtą stronę .. zobaczyłam śliczną klacz i chłopaka który ją tłukł bo nie dawała się za przędz do pługa.  Wymierzył jej kolejne bolesne ciosy a ta zaczęła dembować chciała uciec ale trzymał ją na lince. Ruszyłam w ich stronę i gdy wymierzył kolejny cios moja katana przecięła linę klacz się wyrwała i uciekła.
-Co pani kur*a najlepszego zrobiła-mężczyzna zawahał się aby mnie uderzyć jednak zablokowałam jego rękę .. i odepchnęłam
- Uratowałam to biedne zwierze
- A czym ja pole zaoram  !
- Nie moja sprawa ..poza tym teń koń przyda się mi bardziej
- Nie oddam go ..
- Jestem jedną z osób które bronią tego miasta i mam przywilej wziąć to co przyda mi się od zwykłego obywatela a ten koń jest mi niezbędny jeśli jakieś uwagi proszę zgłosić się do Jack'a Lawtona - odwróciłam się na pięcie i poszłam szukać konia którego uratowałam.
Znalazłam klacz nad jeziorkiem będącą na obrzeżach mosteczka ..


Usiadłam na brzegu i patrzyłam na nią
- Nie musisz już wracać do tego człowieka .. oddałam Ci to co jest ci należne jesteś teraz wolna
Klacz patrzyła na mnie zainteresowana wyszła z wody i powąchała mnie, pogłaskałam ją po chrapach.
Ta zas zaczęła skubać trawę w koło mnie. Siedziałam tam z nią dobrą godzinę gdy wstałam i ruszyłam zobaczyłam jak klacz podąża za mną.
- Zostań .. jesteś wolna
Ale tak jakby moje słowa do niej nie docierały.
Zawędrowała do samej bazy za mną gdy wyszedł Chris złapał się za głowę
- Co to zwierze tu robi
- Przyszła za mną - roześmiałam się
- Czy to jest stajnia skąd ją masz
Opowiedziałam mu całą historię
- Dobra spytaj się Jack'a
- Dobrze
Poszłam do głównego Lidera nie był zachwycony ale zgodził się,pod warunkiem,że klacz nie będzie przeszkadzała i na prawdę przyda mi się na misjach.
Wyszłam więc do niej pogłaskałam ją i szepnęłam
-Co powiesz na imię Alaska ?
Parsknęła tylko i zaczęła skubać trawę .. ja zas zapaliłam papierosa i usiadłam przy niej
Nagle ktoś się odezwał
- Ale ładny koń .. twój ?
-Spojrzałam na chłopaka
-Tak .. od jakiś 2 godzin mój ..zaśmiałam się
Chłopak chciał ją pogłaskać a ta zaczęła się cofać i stanęła deba
-Nie Lubi facetów -powiedziałam
-Czemu ?
-Mężczyzna ją bił musiałam ją uratować ..
-Dobre serce masz ..
-Tylko dla zwierząt .. -uśmiechnęłam się
Klacz uspokoiła się pogłaskałam ją
-Już dobrze Alaska .. tak w ogóle jestem Olivia ale mów mi Livii -podałam chłopakowi rękę

<Chłopaku ?>



Od Ryan'a Cd Rose

 Szczerze to gdy dotarliśmy do bazy to jedyne o czym myślałem to prysznic i sen ! Lane wziął Rose aby zdała mu raport ja zaś usiadłem na stoliku wyjąłem papierosa i zapaliłem. Czekając na swoją kolej, mam nadzieję,ze Rose nic nie powiedziała o zaprzyjaźnionych wilkołakach. Zastanawiałem się czy Lane wie o jej problemach zdrowotnych. Nagle usłyszałem męski głos.
- Widzę,ze wróciłeś z pierwszej misji żywy ..
- Czemu miałbym nie wrócić .. jeszcze uratowałem jej życie
- Moja siostra jest twarda i dałaby radę bez Ciebie
- Cóż .. Ciebie tam nie było ..-mruknąłem po czym zaciągnąłem się i powoli wypuściwszy dym z płuc odwróciłem głowę ignorując chłopaka.
Miałem wrażenie,że mijają godziny ten czas cholernie mi się dłużył. W końcu Rose wyszła minęliśmy się w wejściu.
Usiadłem na przeciwko Lane po czym poczułem jego wzrok na sobie
-Teraz ty powiedz ..
-No więc tak poszliśmy za mury i na jakiś czas przejąłem tak jakby dowodzenie. Średnio nam to szło potem uznaliśmy,że lepiej się na chwilę rozdzielić i dałem jej nadajnik aby wiedzieć gdzie jest i aby ona wiedziała gdzie ja jestem. Poszedłęm i po kilkunastu minutach wpadła dziewczyna na mnie i pobiegłem w miejsce gdzie uciekała byli wszyscy bo znaleźli ślady kosmitów. Ale nie było Rose spojrzałem na nadajnik i poszedęłm po nią kosmici ją złapali. Więc zakradłem się i uwolniłem ją gdy zostaliśmy zaatakowani udało nam się wymknąć do stacji tam wyjąłem jej odłamki pocisku. Nagle zaczęła dziwnie się zachowywać szperała w torebce po leki a potem zemdlała a raczej straciła przytomność. Ocknęła się po około godzinie szczerze nie wiedziałem co było tego powodem. Ale gdy się ocknęła chciała wracać jednak oparłem się aby przenocować i wyruszyć z samego rana.  Gdy poszła spać poszedłem na miejsce gdzie byli obcy i pozbierałem to.
Wyjąłem z kieszeni:
- Skrawki ubrań obcych
-Skrawki broni
-Kawałem mały ciała kosmity z jego (śluzem,krwią)
Lane przyjrzał się po czym pwoiedział
-Dobra robota zaraz zajmie się tym nasi specjaliści co było dalej ..
-Wróciłem do niej i zapaliłem obudziła się rankiem i wyruszyliśmy o świcie po drodze na nic się nie natknęliśmy.
-Dobrze jesteś wolny ..
Wstałem krzesła i wyszedłszy, skierowałem się do pokoju wziąłem prysznic przebrałem się a potem poszedęłm na obiad. Zjadłem zupę z 4 talerzy i 3 kotlety z ziemniakami bylem mega głodny. Po obiedzie poszedłem na siłownię aby trenować,podnoszenie ciężarów,podciąganie na drążku,pompki,bieżnia.
Po treningu wiązałem prysznic omyłem kudły i walnąłem się na łózko. Długo nie posiedziałem sam bo rozległo się pukanie
-Proszę !
Do pokoju weszła Rose,usiadłem na łóżku i luknąłem na nią
-Coś się stało ?

<Rose> 

piątek, 7 października 2016

James Walter

"Spójrz w moje oczy
Tam kryją się moje demony
Nie podchodź zbyt blisko
Tam jest ciemno"
  • Imię i nazwisko: James Walter
  • Pseudonim: Tylko przyjaciele mówią mu po imieniu, reszcie każe zwracać się do niego Walter.
  • Klan: Fire Heart
  • Płeć: Mężczyzna
  • Stanowisko: Tropiciel, Główny obrońca pierwszego muru, 
  • Wiek: 23 lata
    Głos: Hollywood Undead - "Lion"
    Data Urodzenia: 8 stycznia
    Wygląd: James jest wysokim (1.80 cm), dobrze zbudowanym mężczyzną. Posiada ciemną blond czuprynę i złociste oczy. Tatuaże.
    Znaki szczególne: Tatuaże, pierścionek na lewej dłoni. Zawsze chodzi ze swoim psem.
    Cechy charakteru:  Zawsze opanowany i miły. Okazanie uczuć nie jest dla niego słabością. Potrafi robić to, czego nie umie większość członków klanu - wybaczać. James stara się pomagać innym jak tylko się da. Ma swoje humorki, którymi nie dręczy innych. Ukazuje się od tej radosnej strony. Szery, kłamstwo jest dla niego obroną ostateczną. Urodził się optymistą i mimo kilku większych potknięć, pozostał nim. Jest pełen energii, posiada multum pomysłów i bije od niego ten specyficzny żar. Jest wygadany, zna pełno historii, głównie dzięki długiej podróży.
    Interesuje się życiem innych i wszędzie go pełno. Cierpliwy, nawet za bardzo. Zna swoje wady i zalety, uwielbia myśleć, śnić na jawie. W pełni oddaje się temu, co robi, nigdy nie porzuca przyjaciół. Spokojny i altruistyczny. Jest odważny, ale nie porywczy jak ma to w zwyczaju jego przyjaciółka, działa bardziej z rozsądkiem i często zajmuje mu to więcej czasu, gdyż nie potrafi na zaraz wymyślić planu. Jest wytrwały, ale w błahych sprawach może się poddać, a raczej nawet nie zaczyna walki. Jest bardziej spokojnym osobnikiem. Jednakże, gdy chodzi o rodzinę, czy bliskich rodzi się w nim ta mała iskierka ciemności.
    Lubi: Towarzystwo, Dobre jedzenie, nocne spacery, swojego psa. 
    Nielubi: Kiedy coś mu nie wychodzi, kiedy ktoś mu przeszkadza kiedy akurat jest zajęty.
    Ciekawostki: Posiada psa, suczkę imieniem Airia, wszędzie z nim chodzi, nawet na patrole.
    Rodzina: Ogólnie to ma, ale obecnie jego jedyną rodziną jest Norman Lane - ojciec chrzestny
    Orientacja:  Hetero
    Partner: Obserwuje kogoś od dłuższego czasu
    Wyposażenie: Chodzi z łukiem bloczkowym, albo z pistoletem laserowym.
    Login/E-mail: Shitsurei, hikari.shitsurei@gmail.com

    czwartek, 6 października 2016

    Od Rose CD. Ryan

    - Czemu mnie nie budziłeś ?
    - Nie było potrzeby. Słodko spałaś, nie ma czasu wracamy.. - beszczelny się zaśmiał
    Jacob i Sam wstali przeciągając się. Wskoczyliśmy na nich i ruszyliśmy do kolonii.
    Kiedy byliśmy prawie na miejscu poprosiłam Jacoba żeby się zatrzymał. Ryan i Sam patrzyli niezrozumiale.
    - Tutaj muszą nas zostawić. Jeżeli ktoś ich zobaczy nie będą mile widziani.
    Dla innych to są mutanty.. 
    Zeszłam z grzbietu i pogłaskałam wilkołaka.
    - Do zobaczenia, ale wątpię że pan Bielokow będzie jeszcze chciał iść ze mną na jakiś wypadzik. - zaśmiałam sie ale starałam sie mówić cicho żeby ludzie którzy patrolują mnie nie słyszeli. - Cześć Sam. - poszłam w stronę muru, Ryan szedł za mną. - Mam do Ciebie jedną prośbę.
    - Ty, prośbę ? - syknął
    - Wspomnij o tej zamianie, że ją zaproponowałam.
    - Jak dobrze zrozumiałem chodzi Ci o to kto dowodził..
    - Ta. - odparłam krótko.
    - Przecież ja nie owijam w bawełnę.
    - Mówię tak dla jasności.
    - I jeszcze jedno... chciałabym żebyś zmienił to ze zemdlałam po tym jak wzięłam leki.
    - Nie zrobię tego.
    - Proszę. - zatrzymałam sie i spojrzałam mu w oczy. - Powiedz tylko że zemdlałam z powodu rany. Proszę.
    Zmierzył mnie.
    - Pomyślę nad tym.
    - Proszę...
    Byliśmy już zza pierwszym murem, drugim, trzecim, czwartym, kwatera.
    Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka.
    Ludzie patrzyli się na mnie jak na zjawę. Czułam te wzroki wbijające się we mnie niczym ostre kolce. Nagle usłyszałam trzask otwieranych drzwi, a na korytarz wszedł Norman Lane.
    Stanęłam na baczność czując przypływający niepokój kiedy zmierzył mnie i Ryan'a wzrokiem.
    - Przyszliśmy - zaczęłam - złożyć rapo.. - nie dał mi dokończyć tylko podszedł do mnie i złapał za ramiona.
    Syknęłam kiedy ścisnął moje lewe ramię.
    - Zrób tak jeszcze raz, a dostaniesz urlop na miesiąc ! - warknął, ale nagle uśmiechnął się. - Cieszę się że was widzę. - podszedł do Ryan'a i podał mu dłoń, a on ją uścisnął.
    - Mówiłem żeby pan się nie martwił. Moja siostra to kawał bardzo twardego, właściwie spalonego mięcha. - wtrącił się Kyle stojący zza Lane'm. - Chodź tu. - podszedł i mnie uścisnął.
    Rana zabolała mocniej.
    - Muszę złożyć raport Szefie.
    - Odpocznijcie. - odparł.
    - Teraz. - nalegałam.
    - Rose.
    - Panie Lane, proszę.
    Westchnął głośno.
    - Jesteś pracoholiczką.
    - Mówił mi już to pan.
    - Chodźmy do biura. Porozmawiam z każdym z was osobno. Najpierw Rose.
    Poszłam za nim do biura i zaczęłam mówić dokładnie wszystko co się działo, oprócz tego że zemdlałam z powodu leków. Powiedziałam że to z powodu zadanej mi rany ale już wszystko okej. Lider wysłał mnie do Heard na przegląd, a później miałam iść prosto do pokoju i tak zrobiłam. Obawiałam się tylko jednego. Że Ryan powie dlaczego tak naprawdę zemdlałam..

    Byłam już po gorącym prysznicu. To cudowne uczucie. Rana oczywiście piecze, ale oprócz brania leków przeciw bólowych nic nie mogę poradzić.
    Susząc włosy ręcznikiem wyszłam na balkon żeby zapalić. Wdychając dym ogarniał mnie spokój. Znów byłam tą Rose którą chciałam być. Którą musiałam być. Wredną bezlitosną suką.

    <Ryan?>

    Od Hailey C.D Adrew

    - N-no dobrze. – zająkałam. Kiedy tylko zabrał swoje ramiona ogarnął mnie chłód.
    - Nie musisz się mnie bać, nie pragnę twojej krzywdy. – orzekł patrząc mi prosto w oczy. Było w nich coś co mnie intrygowało, zatraciłam się w ich barwie, brązie zapadającym w głęboką czerń. Miałam wrażenie, że mogłabym przejrzeć jego myśli, wspomnienia i poznać najskrytsze marzenia.
    - Mam coś na twarzy? – spytał po chwili, a kąciki jego ust podniosły się nieco.
    - Nie, nie.- odpowiedziałam szybko, pesząc się. Odwróciłam od niego swoje oczy w poszukiwaniu martwego punktu. – Skąd, wszystko w porządku.
    - Połóż się. – zrobiłam to  co mówił.  Skuliłam się, zakopując się pod kołdrą. Chłopak dorwał kawałek kartki, nabazgrał coś na nim i położył na stoliku. Zapewne był to numer, o którym wspominał.
    - Dzięki, i przepraszam, że byłam taka suka.. – mruknęłam przecierając piekące oczy. Ból głowy nasilał się z każdą minioną minutą.
    - Daj spokój, i nie używaj takich słów, za młoda jesteś. – zażartował, ukazując szereg białych zębów. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i przytuliłam się do poduszki, Morfeusz szybko porwał mnie w swoje objęcia. Zanim zdążyłam do końca odpłynąć, usłyszałam tylko, jak po cichu próbuję wyjść z pokoju, po drodze zrzucając z półki parę rzeczy.
    Koszmar obudził mnie w środku nocy. Dorwały mnie mutanty, nie miałam dokąd uciec i kawałek po kawałku rozszarpywały moje ciało. Ten przerażający moment zakończył się w chwili Agonii, kiedy z mojej piersi wydobyło się ostatnie tchnienie. Usiadłam powoli na łóżku. Na szczęście głowa już mi nie pulsowała, oczy nie piekły. Sen pomógł i to nie byle jak.  Z powrotem ułożyłam się wygodnie, ty razem skopując kołdrę na ziemię. Ból głowy może i minął, ale na pewno nie gorączka. Za chwilę zasnęłam ponownie.
    Od rana przygotowywałam się do podróży, plecak, cały sprzęt był już tam gdzie trzeba. Marlowe ponownie przekazała mi list od Hope, godzina wymarszu się zmieniła, musiałam wyruszyć jeszcze przed dwunastą. Wiązanie butów przerwało mi pukanie do drzwi. Podskoczyłam do nich na jednej nodze, po czym otworzyłam na oścież. Po drugiej stronie stał rozpromieniony brunet. Jednakże jego mina kompletnie zmieniła swój wyraz kiedy spostrzegł mój strój. Ciemne bojówki, trapery, ubranie czystoprzystosowane do wyjścia na zewnątrz.
    - Co ty?
    - Dostałam rozkaz, muszę wyruszyć przed dwunastą.- Zająkałam kiedy chłopak spiorunował mnie swoim spojrzeniem.

    - Że co?!.- warknął. Ja tylko spuściłam głowę.

    Andrew? ;3 Chodź ze mnom,

    Od Ryan'a Cd Rose

    Cóż nie proponowałem jej papierosa gdyż po pierwsze, nie dzielę się, po drugie chwile temu była ledwo przytomna a po trzecie, nie dzielę się jak wspomniałem wcześniej. Darowałem jej tą małą złośliwość pierwszy i ostatni raz. Kiedy wtuliła się do wilka ja spojrzałem na Sama.
    - Idziemy ..
    - A co ze mną -mruknął Jacob
    - Pilnuj Rose - mruknął Sam
    Wyszliśmy z kryjówki zaczął padać deszcz wskoczyłem na grzbiet Sama i ruszyliśmy biegiem.
    Cel był prosty sprawdzić czy inni członkowie z klanów zakończyli swoje zadania i nikt nie jest ranny. Po dotarciu na miejsce zobaczyłem ślady potyczek,ale chyba wszyscy wyszli cało. Pozbierałem kilka próbek części strojów kosmitów na którym mogą znajdować się ich włosy,albo martwy naskórek,krew,ślina albo śluz nie wiem cokolwiek co by dało wiedze na ich temat po przeprowadzeniu badań. Wróciliśmy do schronu Rose nadal spała Sam popatrzył na Jacoba po czym zwrócił się do niego
    - Śpij młody .. ty też się Ryan prześpij gdyby coś obudzę was
    Skinąłem głową usiadłem i oparłem się o ścianę zamknąłem oczy i po chwili zasnąłem.
    Dobra i godzina snu otworzyłem oczy,po czym zmieniłem Sama. Nad rankiem pilnował Jacob a my spaliśmy. Na szczęście to była spokojna noc otworzyłem oczy i wstałem. Rose obudziła się chwile po mnie po czym spojrzała na mnie.
    -  Czemu mnie nie budziłeś .. ?
    - Nie było potrzeby .. słodko spałaś,nie ma czasu wracamy..-zaśmiałem się
    Jacob i Sam wstali przeciągając się wskoczyliśmy na nich i ruszyliśmy ..

    < Rose>

    Od Rose CD. Ryan

    - Nie obchodzi mnie on .. zostajemy tutaj na noc i koniec z rana ruszamy raport zaczeka ..
    Usiłowałam wstać jednak mnie powstrzymał.
    - Bo Cię przywiąże 
    kurde..
    - A co jeśli nas dorwą ? - spytałam
    - To już będzie mój kłopot.. lepiej siedź cicho  - mruknął wyciągając fajkę. 
    Spojrzałam na wilka. 
    - Więc.. jesteś Jacob, tak ? - wilkołak kiwnął głową. - Mam ochotę wypowiedzieć Ci "jaki jesteś słooodki". - mruknęłam uśmiechając się, a zwierzak lekko zamruczał z niezadowolenia. Podrapałam go za uchem i pod budką. 
    - Przestań, to nie pupil. Nie lubi tego. - mruknął Ryan
    - To wytłumacz mi dlaczego zaczął merdać ogonem. - uśmiechnęłam się do wilczura. 
    Mężczyzna mruknął. Chciałam wstać ale znowu zmusił mnie do siedzenia.
    - Ryan.. - spojrzałam na niego piorunująco.
    - Hm ?
    - Jeżeli nie mogę stać to usiądź koło mnie. 
    - Jeszcze czego. 
    - No nie bądź taki... - zajęczałam.
    - Od kiedy jest w tobie tyle życia ? Przecież przed chwilą zdychałaś. - odparł siadając obok mnie
    - Gihi. - uśmiechnęłam się wrednie i zabrałam mu papierosa.
    - Palenie zabija. - odparł wyjmując drugą fajkę
    - To jest mój cel. Palę, bo wiem, że to jest złe dla mnie.. 
    - Możemy już wrócić ? - przerwałam ciszę milczenia
    - Noż kurwa rozmawialiśmy już o tym !
    - Nie rozmawialiśmy ! - zaczęłam - Ty zdecydowałeś. 
    - i mam rację. 
    Nie odpowiedziałam bo serio miał rację. 
    - Ale z samego rana ruszamy... - burknęłam. 
    - O tym mówiłem na początku do cholery..
    Wtuliłam się w wilczura. 
    - Dobranoc Jacob i czarny.. wilku ? - zamknęłam oczy. - Wymienimy się za godzinę lub półtora Ryan.. - mruknęłam 


    <Ryan?>

    Od Ryan'a Cd Rose

    Tego mi brakowało, nigdy nie miałem takich kłopotów zawsze martwiłem się tylko o siebie.
    A teraz musiałem także mieć i ją na oku.  Gdybym przypadkowo ją spotkał zostawiłbym ją tutaj ale jeśli bez niej wrócę to nie mam po co wracać. Kiedy jej oczy się zamknęły krzyknąłem.
    - Rose !!
    Tak jak się moglem spodziewać nie  odpowiedziała. Nigdy nie pomagałem nikomu jak na mnie to cud, ze zszyłem jej tą ranę i w ogóle po nią wróciłem. Dobra nie czas na rozmyślanie. Sprawdziłem  puls oddech i bicie serca.
    - Dobra to tylko utrata przytomności .. myśl .. - Ułożyłem ją w pozycji bocznej bezpiecznej. Po kilku minutach przewróciłem na drugą stronę. Pogrzebałem jej w torebce i zobaczyłem co brała
    - Chole*a nie jestem lekarzem
    Czas leciał i ona nieprzytomna a raport nie dostarczą. Nagle zaczęła odzyskiwać świadomość westchnąłem z ulgą. Pierwsze co to spytała
    - Czy raport dostrczony .. ?
    - Nie ..
    Nie miała sił by wstać Jacob położył się  a ja oparłem ja o wilka który przykrył ją swoim futrem i ogrzewał. Wyjąłem fajki i zaplułem  odwróciłem się w jej stronę.
    - Co to za leki ?
    - Nie twoja sprawa ..
    - Moja do kur*y nędzy bo mnie wystraszyłas
    - Ach tak bałeś się o mnie - uśmiechnęła się złośliwe
    - Nie ..-odparłem krótko
    - Musisz zostawić mnie i dla dobra misji zdać raport ..
    - Pogięło Cię ..
    - To rozkaz
    - Nie obchodzi mnie on .. zostajemy tutaj na noc i koniec z rana ruszamy raport zaczeka ..
    Usiłowała wstać jednak ją powstrzymałem
    - Bo Cię przywiąże
    - A co jesli nas dorwą ?
    - To już będzie mój kłopot .. lepiej siedź cicho  - mruknałem wyciągając fajka

    <Rose>

    Od Andrew CD. Hailey

    - Więc co się dzieje? - wyszeptałem nachylając się.
    - Nie wiem. - orzekła spoglądając mi w oczy. Jej były zeszklone.
    Usiadłem koło niej i bez ostrzeżenia przytuliłem ją sprawdzająć jej czoło.
    Gorączka to mało powiedziane.
    - An ! - zawołał Kyle
    - Andrew..- Erica
    Wyprostowałem się i spojrzałem w prawą stronę gdzie znajdowały się drzwi. Widziałem tylko dwójkę i Dakote którą akurat zajmował się mój przyjaciel. Rose była akurat na zwiadach dlatego mogłem uniknąć typowego "Drewo daj spokój". Westchnąłem i machnąłem do nich ręką sygnalizując żeby poszli do naszego czerwonego stolika.
    - Hailey. Wypij to do końca i odprowadzę Cię do pokoju, ale zahaczymy po drodze do Heard.
    - Nie trzeba..
    - Nie dasz rady. - przerwałem jej.
    Poczekałem aż skończy swój zastrzyk kofeiny.
    Kazałem jej złapać się za ramię ale od mówiła. Kontrolowałem jej każdy krok. Nie pośpieszałem jej, lecz w końcu nie wytrzymałem i wziąłem ją w ramiona.
    - Andrew.. - syknęła zachrypniętym głosem.
    Zignorowałem ją. Kiedy wszedłem do gabinetu, Heard spojrzała na nas z ogromnym zdziwieniem.
    - Ona ma poważną gorączkę. - postawiłem ją na nogach asekurując. Usiadła na wskazanym miejscu przez Marlowe. - Ona nie może iść na misję. Jest poważnie chora.
    - Wyjdź. - powiedziała tylko.
    - Panno Heard ? - przyjrzałem się jej.
    - Masz wyjść. Muszę ją zbadać.
    - Dobrze. - zrobiłem to niechętnie.
    Czekałem przed gabinetem. Po paru minutach wyszła Hailey, a Marlow kazała mi wejść. Prosiłem Hailey żeby zaczekała ale mówiła że nie może. Że już wraca. Nie byłem z tego zadowolony.
    - Panie Tree. Powiem prosto z mostu. - nie odezwałem się. - Ma pan zostawić pannę O'Conner w spokoju.
    - O czym pani mówi  Martwię się.
    - To proszę się nie martwić. Nasi członkowie przechodzili gorsze problemy niż poważna gorączka.
    - Ona nie może iść na misję. - zacząłem
    - Proszę przestać.
    - Jest poważnie chora. - zignorowałem ją i kontynuowałem - Może nada się ktoś inny ? Mogę nawet ja iść.
    - Andrew Tree proszę przestań.
    Wkurzyłem się.
    - To że nienawidzi pani Normana Lane'a, lidera mojego klanu, ale również Chrissa Harpera z Dark Ash, to nie oznacza że może pani tak ograniczać kontakty członków innych klanów ze swoimi ! - warknąłem. - Jeżeli będzie taka potrzeba sam pójdę za nią na tą misję. - wyszedłem trzaskając drzwiami.
    Zdążyłem dogonić Hailey. Widziałem jak już się toczy po tym korytarzu.
    - Który numer pokoju ? - spytałem łapiąc ją pod ramię.
    - Siedem.. - podała mi klucz
    Zaprowadziłem ją do pokoju,
    - Przebierz się w łazience. Ja tu na Ciebie poczekam.. - odparłem - i nie ma żadnego 'ale' - dodałem
    Zrobiła to co powiedziałem i usiadła na łóżku.
    - Poczekam tu jeszcze z piętnaście minut. Spokojnie nic Ci nie zrobię. - uspokoiłem ją. - Jeżeli w nocy będzie się coś dziać zostawię Ci swój numer na stoliku nocnym. - uśmiechnąłem się delikatnie.
    Usiadłem koło niej i przytuliłem.
    - Co ty robisz ? - spytała
    - Ja tam jak sie źle czuję to się lubię przytulać. - odparłem z uśmiechem. - Pomaga.
    Nie odezwała sie. Puściłem ją.
    - Poczekam puki nie zaśniesz okej ?


    <Hailey?>

    Od Hailey C.D Andrew

    Ulżyło mi, że chłopak na mnie nie naskoczył, chociaż tyle.. Po upływie kilku minut antybiotyk skończył się i w końcu, w spokoju mogłam odejść do pokoju. Po drodze strasznie kręciło mi się w głowie, musiałam podpierać się o praktycznie każdą ścianę. Dotarłszy do drzwi ze srebrnym numerkiem „7” nad klamką odetchnęłam z ulgą. Ciągnęło mnie na wymioty, a świat wokół wirował. Pchnęłam klamkę osuwając się na kolana. Szybkim ruchem nadgarstka zamknęłam drzwi i ległam jak długa na podłogę. Ziemia była taka chłodna i wygodna. Momentalnie zmogła mnie senność i odpłynęłam.
    Obudziłam się przed dwunastą. Mózg pulsował mi, jakby miał zaraz rozsadzić mi czaszkę. Ból był nie do zniesienia. Z trudem podniosłam się na kolana, każdy, choćby najmniejszy dźwięk wwiercał się w moją czaszkę niczym wiertło.
    - Co ona mi dała..? – zapytałam sama siebie podnosząc się na równe nogi. W pokoju panował niewyobrażalny chłód, a może tylko mi się zdawało. Przebrałam się w świeże ubranie i wolnym krokiem udałam się na stołówkę. Po drodze zaczepiła mnie jakaś dziewczyna.
    - Hailey? Hailey O’Conner? – zapytała grzecznie z uśmiechem, lecz owy uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy tylko spojrzała na moją.
    - Jezus, wszystko w porządku? Aleś ty blada. Dobrze się czujesz?   – spytała. Poznałam ją, zdaje się, miała na imię Hope, również należała do Space Depth.
    - O co chodzi? – zdobyłam się  na słaby uśmiech. Sądząc po mienie dziewczyny musiałam wyglądać gorzej niż gówno.
    - To od Marlowe.- podała mi kopertę po czym dodała.- Na pewno wszystko w porządku?
    - Tak, jest okej, dziękuję. – odpowiedziałam pół szeptem. Schowałam kopertę między strony książki i kontynuowałam marsz ku stołówce. Mój organizm domagał się porządnej dawki  kofeiny. Na szczęście ludzi było mało, niestety najwięcej czerwonych… Starając się zaparzyć kawę, nie wiedziałam gdzie co stoi. Nie mogłam się połapać, wszystko mi się zmieszało. Przypadkiem strąciłam kubek, w którym chciałam wypić kawę, na ziemię. Rozbił się na tysiąc kawałeczków, robiąc przy tym nie mały hałas. Zachwiałam się lekko, mózg wydawał się krwawić w czaszce.  Za sobą słyszałam tylko śmiechy, naprawdę, śmiechu warte… Cholera.  Kucnęłam by pozbierać odłamki, nie utrzymałam się na stopach i rąbnęłam się o szafkę. Po chwili usłyszałam kroki za sobą. Ktoś ujął mnie za pachy, podnosząc do góry.
    - Hailey, co się dzieje? – usłyszałam znany mi już dobrze głos.
    - Nie wiem, zrobisz…- musiałam przerwać by zaczerpnąć oddechu. – zrobisz mi kawę..? – dodałam po chwili. Chłopak posadził mnie tylko na krześle przy stole i zaczął krzątać się przy szafkach. Sprzątnął nawet odłamki pobitego kubka. Po chwili postawił przede mną kubek parującego naparu.
    - Dzięki. – mruknęłam zjeżdżając lekko z krzesła.
    - Wyglądasz jak siódme nieszczęście.- rzekł siadając naprzeciw. W jego głosie dosłyszałam nutę nie spokoju.
    - Nie wiem co się dzieje.. możesz, możesz mi to otworzyć..? – miętoliłam w ręku kopertę, usiłując rozerwać papier i wyjąć zawartość. Chłopak delikatnie odebrał ode mnie list i jednym, płynnym ruchem dłoni rozerwał kopertę. Wyjął małą karteczkę i spojrzał na mnie. Skinieniem głowy uświadomiłam mu, żeby przeczytał tekst w nim zawarty.
    - Jutro wieczorem wysyłają Cię w teren – wycedził.
    - Świetnie..- mruknęłam i starałam się podsunąć kubek w swoją stronę.  O mały włos, a cała jego zawartość wylądowałaby na moim spodniach.
    - Ty ćpałaś coś, czy jak ? – Zapytał półżartem Andrew, zabierając naczynie sprzed mojego nosa.
    - Nie.- odpowiedziałam stanowczo.
    - Więc co się dzieje? – wyszeptał nachylając się.

    - Nie wiem. – orzekłam spoglądając mu w oczy. Moje były zeszklone, choć nie zbierało mi się na płacz.


    Andrew?

    Od Rose CD. Ryan

    - Ryan... - szepnęłam. Jednak przyszedł, wow.
    - Nic nie mów..
    Nagle Obcy wyszli z ukrycia i wycelowali w nas. Osłonił mnie wkurczybyk jeden.
    - Kiedy powiem teraz zaczniesz uciekać, wskoczysz na brązowego wilka i uciekniecie
    Że jak ? Na to "coś" ?!
    - A ty ?!
    - Nie pytaj, teraz !
    Ruszyłam, później dołączył do mnie chłopak.
    Spojrzałam na niego, siedział na czarnym wilczym czymś.
    - Jak to możliwe, że ty dogadujesz się z mutantami ?
    Brązowy wilk gwałtownie się zatrzymał, a ja fiknęłam kozła, ten zaczął na mnie warczeć.
    - Jacob spokojnie ona nie chciała Cię urazić. - zwrócił się do zwierzęcia - To nie są mutanty to są wilkołaki, a to różnica nie potrafi ich większość odróżniać ale ja potrafię i mam sojuszników u nich.
    - Przepraszam.. - mruknęłam do zwierza i wstałam.
    Gwałtownie złapałam się za lewę ramię.
    - Kuźwa.. - warknęłam. - Masz mapę ? - spytałam nagle
    Kiwnął potakująco głową.
    - Dawaj. - podeszłam do niego, kiedy zszedł z wilka. Podał mi mapę.
    Wskazałam mu pewien opuszczony dom,niedaleko.
    - Jest to jedna z naszych bezpiecznych stref. - odparłam podchodząc do brązowego samca powoli kierując rękę w jego kierunku.
    - Po co mamy się tam udać ? - zwierze dało się dotknąć. - Możemy wrócić teraz o bazy.
    - Nie. - powiedziałam stanowczo, a wilczur cofnął się ode mnie. - Mam odłamek w ramieniu. Jeżeli nie wyjmę go jak najszybciej wda się zakażenie i nic nie będę miała po tym ramieniu, a nie chce mieć metalowej łapy. - burknęłam i zignorowałam zachowanie brązowego zwierzęcia na którego wsiadłam. - Proszę Cię - pogłaskałam wilkołaka zza uchem.
    Ruszyliśmy w stronę bazy.
    Kiedy tam dotarliśmy, Ryan sprawdził czy miejsce jest bezpieczne, a ja poszłam rozpalić małe ognisko.
    - Wiesz co robić ? - spytał się mnie, trochę niepewnie.
    - Mój brat był w podobnej sytuacji. Wiem co robić. - Wyjęłam ze swojej torby małą apteczkę i srebrny sztylet. - Muszę się pośpieszyć, bo ogień może przyciągnąć nie chcianych gości.
    Nagrzałam ostrze, już chciałam zacząć "operację", ale Ryan mnie powstrzymał.
    - Ja to zrobię. - odparł łapiąc na rączkę sztyletu.
    - Nie wiesz jak.
    - Wiem.. - spojrzał mi w oczy.
    - ... - odwróciłam wzrok - Dobra. Byle szybko i dobrze.
    - Będzie boleć.
    - Dlatego mam drewniany prostokąt z ręce. - pokazałam mu drewniany kolec i włożyłam do ust. - Jestem odporna na ból psychiczny, ale fizyczny ma jakieś granice.
    Kiedy przyłożył mi rozpalone srebro do rany, syknęłam z bólu.
    Ja pierdolę.. !
    - Szczypie.. - wysyczałam przez zęby.
    - Jeszcze trochę panno R. - odparł.
    Zamknęłam oczy i czekałam na koniec.
    - Trzeba to zaszyć, kurde.. - stwierdziłam. Zabrałam się za nadziewanie sznurka na igłę. - Kurdę. - nie mogłam trafić. Lewa ręka bardzo bolała. Najwidoczniej Ryan'a to trochę bawiło. To jak się męczyłam z małą igłą i nitką.
    - Śmieszy Cię coś ? - spojrzałam na niego z pod byka.
    - Nie no co ty, kontynuuj. - odparł.
    Kiedy on "rozmawiał" ze swoimi wilczymi kolegami, ja dalej walczyłam, a rana bolała coraz bardziej.
    - Ehh.. - westchnęłam.
    - No powiedz to.. - dodał po chwili. - No dalej.
    - Eghh... - jęknęłam. - Pomożesz mi ? - mruknęłam niechętnie i najciszej jak to było teraz możliwe.
    Wilki wyglądały na rozbawione.
    Ryan zaszył mi ranę i zabandażował.
    - Wiesz że ledwo przechodzi mi to przez gardło..
    - To nie mów.
    Spojrzałam na niego.
    - Dobra. - pokazałam mu mój typowy wredny uśmiech. - Dzięki. - mruknęłam i zaczęłam pakować rzeczy, a Ryan zgasił ognisko. - Musimy wracać.
    - Co z misją ?
    - Inni się nią zajmą. Musimy wrócić zdać raport.. - wstałam. Już chciał mi przeszkodzić ale nie dałam mu dojść do słowa. - Wiem że mogę teraz robić problemy, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem ranna. Muszę wrócić, a ty jesteś pod moją opieką więc masz mnie słuchać i wracać ze mną ! - stanęłam twarzą w twarz z mężczyzną, a wilki zaczęły warczeć.
    Zakręciło mi się w głowię, a kolory zaczęły blednąć.
    Tylko nie to, tylko nie teraz.. 
    - Mu-muszę. Podaj mi torbę. - skuliłam się z bólu.
    Niepewnie, ale podał mi torbę. Zaczęłam w niej panicznie grzebać aż wyjęłam przezroczystą buteleczkę z lekami. Wyjęłam dwie ostatnie pastylki i połknęłam.
    Spojrzałam na mężczyznę który klęknął koło mnie
    - Rose ?
    - Muszę opowiedzieć o tym co się stało.. muszę .. zdać .. raport. - wyjąkałam zanim zamknęłam oczy na dobre.

    <Ryan ? ;3 >

    Od Ryan'a Cd Rose

    Reszta osób z rożnych klanów wpadła na trop. Byliśmy blisko jednak byłem bez Rose.
    Coś musiało się stać,ze jej nie ma z resztą nie zdziwiłbym się gdybym dotarł tutaj po niej.
    Jakiś chłopak dawał polecenia, ja zlokalizowałem Rose nie ruszała się na nadajniku ruszyłem w przeciwnym kierunku niż cała reszta.
    - A ty dokąd !! tchórz !! wycofuje się z misji !! - ktoś krzyczał
    - Stul pysk !!!
    Biegłem ale miałem do niej kilka kilometrów. Nagle coś na mnie wleciało i przygniotło mnie.
    Chciałem już wyjąc nóż ale to wbrew pozorom nie był mutant.
    - Jesteś !! co tu robisz ?
    - Chyba potrzebujesz wsparcia stary przyjacielu ..
    - Owszem potrzebuje
    - Wskakuj będzie szybciej
    Wstałem wskoczyłem wilkowi na grzbiet a ten ruszył kierowałem nim kiedy ujrzałem Rose przywiązana do drzewa,ona mnie nie widziała ani wilka.
    - Są tutaj obcy-szepnął wilk
    - Ty ją uwolnij ja odwrócę ich uwagę ..
    - Nie Ryan .. ja odwrócę ich uwagę ty ja uwolnisz i uciekniecie
    - Dobra
    Wilk zniknął a ja zakradłem się podszedłszy od tyłu drzewa do którego była przywiązana.
    Przeciąłem liny i podałem jej ubrania i broń
    - Ryan ..-szepnęła
    - Nic nie mów .. -Dostrzegłem na jej ramieniu ranę ..
    Nagle Obcy wyszli z ukrycia i wycelowali w nas. Osłoniłem ją po czym powiedziałem
    - Kiedy powiem teraz zaczniesz uciekać,wskoczysz na brązowego wilka i uciekniecie
    - A ty ?!
    - Nie pytaj TERAZ !!
     Dziewczyna ruszyła obcy otworzyli ogień wtedy przede mna pojawił się czarny wilk
    Od razu wskoczyłem na grzbiet wilka i ruszyliśmy dogoniłem Rose która siedziała już na grzbiecie brązowego Samca. Rose spojrzała na mnie po czym spytała
    - Jak to możliwe,ze ty dogadujesz się z mutantami
    Brązowy wilk zahamował ta spadła ten zaczął na nią warczeć
    - Jacob spokojnie ona nie chciała Cię urazić .. tonie są mutanty to są wilkołaki .. a to różnica nie potrafi ich większość odróżniać ale ja potrafię i mam sojuszników u nich.
    - Przepraszam Jacob - powiedziała Rose i wstała ...

    <Rose> 

    Od Andrew CD. Hailey

    Po tym jak wyszła rzuciłem się znowu na kanapę.
    - Jezu ona naprawdę mnie nienawidzi ~ - mruknąłem ukrywając twarz w dłoniach. - Aahhhh~..! - jęknąłem zrezygnowany.
    Minęło parę minut i nagle drzwi się otworzyły, szczekanie Dakoty uspokoiło się kiedy usłyszała znany jej głos. 
    - Hej mała. - Kyle pogłaskał suczkę - Spójrz na mnie. - skierował się w moją stronę
    - Nie mam dla Ciebie czasu.. - mruknąłem chowając się za łokciem. 
    - O'Conner strzeliła mi w twarz.
    Spojrzałem na niego z pod łokcia, a na mojej twarzy widniało ogromne zdziwienie. Jakbym został porażony prądem.
    - ... 
    - An... - odezwał się Kyle
    - ...
    - Andrew ! - podniósł głos
    - ...
    Zaciąłem się.
    - Hahahahahhaahahahahahahahahaha ! - aż się popłakałem. 
    - An ! To nie jest śmieszne. Bez żadnej przyczyny mi przyłożyła ! 
    - Żeby to była pierwsza która Ci wpierdzieliła za nic. - starałem się z tłumić śmiech. - Dobra, teraz powiedz jak dokładnie było. - usiadłem na kanapie. 


    - Serio tak powiedziałeś ? Nie dziwię się, że Ci przyłożyła. Sam mam teraz ochotę. - ostatnie zdanie powiedziałem ciszej. 
    - Ehh, ale nie powinna dawać mi z liścia !
    - Powinna. Zaraz sam to zrobię. - zamachnąłem sie, a Kyle odskoczył. 
    - Weź przestań. Powinieneś być szczęśliwy
    - Szczęśliwy ? Ponieważ powiedziałeś jej taką głupotę !
    - Uspokój się. Spałeś z nią, powinieneś się cieszyć. 
    Przejechałem dłońmi po włosach
    - Nie spałem z nią. - Spojrzałem mu w oczy. - Nie jestem Tobą, Kyle. 
    - Ee.. zastanawiam sie, czy ty właśnie mnie obraziłeś czy nie ?
    - Eh, z Tobą są same problemy. - westchnąłem. - Czasami Cię nienawidzę.. - mruknąłem szturchając go w ramię. 
    - Ja Ciebie też. - jęknął zrezygnowany siadając na kanapie. - Wieczorem masz iść na kontrolę do Heard.
    - Muszę ?
    - Tak. Nie ma przebacz. 
    - Ehh.. 


    Stanąłem w drzwiach widząc Hailey. Nie miałem dziś ochoty jej widzieć. Oparłem się o framugę drzwi i obserwowałem go.
    Marlowe wyszła, a ja w końcu przerwałem ciszę.
    Kyle powiedział mi.. - nie dała mi dokończyć. Spojrzała tylko w moim kierunku i rzekła.
    - Nie dam się tak traktować, nie toleruję takich żartów, zasłużył sobie. -  warknęła.
    - Pff.. - parsknąłem cicho śmiechem zasłaniając usta dłonią. 
    - Co Cię tak śmieszy ? - skrzywiła się
    - To Goot, Kyle Goot. - spojrzałem na nią. - Przepraszam za niego. - powiedziałem po chwili poważniejąc. - i ogólnie przepraszam za członków Fire Heart... - miałem obojętną twarz. Nagle do pomieszczenia weszła Heard podając mi parę tabletek. - Dziękuję.- odparłem i wyszedłem kierując się w stronę Kyle'a i Erici którzy czekali na mnie zza zakrętem.\

    <Hailey?>

    Od Ryana'a Cd Hope

    Dziewczyna szarpnęła mnie po czym spadaliśmy w dół. Poczułem tylko jak jestem cały mokry i wynurzam się aby złapać oddech. Dopłynąłem do brzegu patrzyłem na nią bez emocji ale byłem zły.
    Przedstawimy się sobie po czym zerknąłem na nią gdy powiedziała
    -Boisz się nieznanego i przygody? 
    -Ku**a Pierd**r takie przygody 
    -Co Ci ?
    -Fajki mi przemokły !!-wyrzuciłem je z kieszeni  
    Zmiezryłą mnie wzrokiem 
    -Aha czyli bardziej przejmujesz się fajkami niż tym o teraz ?
    -Tak .. jeny do miasta dotrzemy bo inaczej nie kupie fajek .. ale nie mam ich na droge 
    -Nałogowiec 
    -Zamknij się-powiedziałem zdjąłem bluzę i wyrzynałem potem koszulkę i założyłem koszulkę a bluzę zawiązałem sobie w pasie i ruszyłem 
    -Dokad to ?
    -No nie zamierzam tu siedzieć .. 
    -Nawet nie wiesz jak iśc w sensie gdzie 
    -Wiem .. przecież to proste znam te miejsca za murem jak własną kieszeń -zacząłem iść lekko pd górę a dziewczyna za mną 
    -Słyszysz ?
    -Tak to te mutanty .. 
    -Przeczekajmy .. to .. 
    -Chyba głowa Cię boli idę je zabić co do jednego .. 
    Dziewczyna niechętnie podążyła moim śladem,gdy się wspięliśmy zobaczyliśmy zmutowane wilki 








    -Czy ty zgłupiałeś jak chcesz je zabić 
    Sięgnąłem do kieszeni 
    -Kur*a nóż to za mało co ty masz ?
    -Scyzoryk .. 
    -Chol**a jasna jest ich więcej .. idziemy wzdłuż rzeki 
    Zbiegliśmy na dół i ruszyliśmy .. znalazłem małą grotę 




    -Zostań tutaj ..-powiedziałem i wszedłem do środka grota była mała i pusta więc po chwili się wyłoniłem ..
    -Co ?
    -Zostajemy tutaj na noc .. nie mamy wyjścia ..zbieraj patyki,liście gałęzie rozpalę ognisko  
    Dziewczyna nic nie powiedziała tylko zabrała się do roboty po 20 minutach płonęło ognisko w grocie suszyliśmy się i ogrzewaliśmy ..
    -Jestem głodna-westchnęła i zajrzała do kieszeni po czym westchnęła bo tak samo jak w moich była pustka. Ostrzyłem kij po czym podszedłem do rzeki spędziłem tam ponad godzinę ale wróciłem z trzeba rybami nadziałem je na kij i upiekłem podałem jej 
    -Jedz .. musimy mieć siłę na jutro ..

    <Hope>

    Od Hailey C.D Andrew

    Spojrzałam na chłopaka, zaciskając ręce na kołdrze. Przez chwilę przez myśl przemknęło mi coś złego, coś bardzo, bardzo złego. Nie, nie zrobiłby tego…
    - Co ja tu robię?.. – spytałam półszeptem, wolno błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. Nigdy nie przypuszczałabym, że facet może mieć tak schludne i przytulne gniazdko.
    - Spałaś na korytarzu, nie wiedziałem, gdzie mieszkasz więc wziąłem Cię do siebie. Inaczej odniósłbym Cię do Twojego pokoju. – wyciągnął się na kanapie, jedną ręką głaskając psa, który posłusznie siedział przy wersalce. Po upływie kilku chwil zdałam sobie sprawę, że jestem ubrana w „piżamę”.  Zaczerwieniłam się odrobinę patrząc po swoim ubiorze. W dawnych czasach ochrzczono by mnie mianem stylowej chłopczycy. Czerwona, męska, koszykarska bokserka z logiem Chicago Bulls na piersi oraz wielkim numerem 23 na plecach prezentowała się fenomenalnie, wraz ze spodenkami do kompletu, z dumnym znaczkiem Nike’a na prawej nogawce tworzyła niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju komplecik, nikt w kolonii nie miał podobnego, lecz nie tego się obawiałam. W końcu doświadczyłam jak czuje się kobieta, która nie ma bielizny pod ubraniem i znajduje się w pokoju z jednym w dodatku obcym facetem. Powoli spuściłam nogi z krawędzi łóżka, przeczesując ręką włosy.
    - Pójdę już, dzięki. – ostatnie słowo wypowiedziałam chłodniej, odchrząkując. Było mi głupio, że chłopak zaopiekował się mną a ja nie potrafiłam obdarzyć go niczym innym niż obojętnością i nutką złości. Szybko podeszłam do drzwi, wzdrygnęłam się gdy pies zaszczekał w moim kierunku. Bałam się zwierząt, nawet tak niewinnych i słodkich jak ta suczka.
    - Poczekaj.. – powiedział łagodnie chłopak podnosząc się z kanapy.
    - Dziękuję Andrew, ale muszę iść. Cześć.- szybko przemknęłam na drugą stronę drzwi zatrzaskując je. Pech chciał, że cały korytarz usiany był członkami kolonii. Ludzie z klanu czerwonych oglądali się za mną, niektórzy pogwizdywali. W jednej chwili poczułam się jak jakieś pośmiewisko, przyspieszyłam tępa, szybkim marszem przemierzałam korytarz, oby tylko do pokoju- powtarzałam sobie. Nie patrzyłam przed siebie. W pewnej chwili uderzyłam o coś głową, a raczej o kogoś, cholera za dużo tych wpadek ostatnio. Ja to mam szczęście. Kyle uśmiechnął się szeroko i przytrzymał mnie za ramiona, co bym nie wywinęła żurawia.
    - Oho? Jak minęła noc?- spytał, ukazując mi szereg białych zębów. Spiorunowałam go tylko swoim spojrzeniem.
    - Stoisz mi na drodze. – mruknęłam łapiąc się nerwowo za łokieć lewej ręki.
    - Uu, czyli, że było fajnie?  Powinienem mu pogratulować. – parsknął. Wezbrała we mnie złość, wręcz wściekłość. Co on sobie myślał? Że jestem jakąś zabaweczką? Puszczalską dziwką czy jak? Nie mogłam, nie wytrzymałam. Nawet nie wiem jak zebrałam na to odwagę lecz moja ręka po prostu sama wiedziała co robić. Po korytarzu rozległ się odgłos mocnego klaśnięcie. Chłopak  przestąpił z nogi na nogę, kiedy moja dłoń uderzyła w jego policzek. Syknął coś, kiedy jego głowa odwróciła się z powrotem w moją stronę.
    - Dupek. – burknęłam mijając go. Nic nie powiedział, nawet się nie odwrócił. Jednak odchodząc, widziałam jak na połowie jego twarzy maluje się czerwona  plama. Zamknęłam się w pokoju, wzięłam prysznic a potem już tylko rozmyślałam. Nie wychodziłam ani na obiad, ani na kolację, nie chciałam nikogo widzieć. Czułam się dziwnie, upokorzenie mieszało się ze wściekłością i… nutą przykrości oraz sympatii. Z zadumy wyrwało mnie pukanie do drzwi. To była Marlowe…na szczęście.
    - Umawiałyśmy się dziś na badanie O’Conner, nie zjawiłaś się. Wiesz, że nie lubię niedbalstwa. – fuknęła liderka mierząc mnie swoim wzrokiem. Miałam wrażenie, że kroi mnie na pół.
    - Proszę o wybaczenie, na śmierć zapomniałam, czy możemy zrobić to teraz? – uniosłam swój błagalny wzrok, ta tylko westchnęła i kazała mi iść za sobą. Zamknęłam drzwi i poszłam w ślad za szefową.
    Badanie przebiegło standardowo, jak co tydzień. Reakcja na bodźcie, krótki rezonans i pobranie krwi. Siedziałam na łóżku czekając, aż kobieta wywnioskuje coś z wyników. W pewnej chwili w drzwiach pojawił się znany mi już dobrze facet. Przez sekundę miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Szybciej – powtarzałam w myślach, Szybciej Heard. Oparł się o framugę drzwi i zjechał mnie wzrokiem. Już wiedziałam, że Kyle musiał się mu pochwalić tym co dziś zrobiłam. Z jednej strony nie żałowałam tego, byłam gotowa do przyjęcia konsekwencji, ale z drugiej strony nie mogłam oglądać jego miny tak…obojętnej. Bez uśmiechu wydawał się być całkiem innym człowiekiem.
    - Wszystko jest w porządku, wybierasz się w tym tygodniu poza kolonię? – niezręcznej ciszy, przerywanej tylko wymianą spojrzeń i  odgłosami przełykania śliny zapobiegła szefowa.
    - Nie wiem, to bardzo prawdopodobne.
    - Dobrze, podpisz jeszcze to co trzeba i poczekaj aż antybiotyk się skończy.- podała mi kroplówkę, która zawieszona była na metalowym wieszaczku i poprawiła delikatnie kabel, który przeprowadzał płyny do moich żył. Grzecznie usiadłam za biurkiem, kiedy kobieta zaczęła oglądać chłopaka. Wypełniłam to co trzeba i czekałam, liczyłam po kolei krople, które wolno, raz za razem przedostawały się z butelki do kabla. Marlowe wyszła na chwilę a wtedy chłopak odezwał się, zaburzając przy tym moje skupienie na wyliczaniu.
    - Kyle powiedział mi.. – nie dałam mu dokończyć. Spojrzałam tylko w jego kierunku i rzekłam.

    - Nie dam się tak traktować, nie toleruję takich żartów, zasłużył sobie.-  warknęłam.

    Andrew

    Od Rose CD. Ryan

    Podnoszę wysoko nogi żeby nie potknąć się podczas ucieczki. Nie odwracam się, wystarczy mi to ze ich słyszę. Jakiś nieznany język docierał do moich uszu.
    Wszelka walka jest dla nas, ludzi koloni, zakazana. Możemy tylko obserwować, w najgorszym razie możemy się bronić tylko spowalniając ich...
    Biegli na dwóch nogach - jak ludzie. Nie strzelali, tylko biegli. 
    Odwróciłam się i to był mój błąd.
    Kiedy spojrzałam w ich stronę zaczęli celować. 
    - Cholera jasna... - jęknęłam rzucając się w bok. Było ich przecież tylko trzech.. tylko...
    Przeczołgałam się i znów zaczęłam biec. 
    Dlaczego nie mogę ich zgubić ?!
    Powtarzałam sobie tylko jedno:
    Nie daj się zabić, Rose.

    Nie zdążyłam wyhamować, odbiłam się od klatki piersiowej obcego, lądując na ziemi. 
    - Odejdź ode mnie. - drugi pochylił się nade mną - Nie dotykaj mnie ! - krzyknęłam panicznie. 
    Ignorując mnie dotknął moich włosów, a ja zaczęłam się trząść. Okazywałam słabość. Nie mogłam, nie chciałam ! 
    Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu w obiektyw. 
    - Nie dotykaj mnie. - odpowiedziałam stanowczo miażdżąc go wzrokiem. Na pewno mnie nie rozumiał, ale zabrał "łapę" z mojej głowy. 
    Wstałam gwałtownie, a ten na którego wpadłam strzelił mi w lewe ramię. Ledwo utrzymałam się na nogach, obcy który klękał przy mnie złapał za broń kolegi mówiąc coś bardzo głośno w jakimś języku. 
    Spojrzałam na ranę, kawałek pocisku utkwił w moim ramieniu. 
    - Kurwa.. - warknęłam pod nosem, kiedy poczułam ból. W tym momencie obcy mnie popchnął, a drugi zaczął wyciągać coś podobnego do liny. 
    Zanim zareagowałam, zapadła ciemność, krwista ciemność. Zdążyłam wcisnąć tylko na ślepo jakiś przycisk na urządzeniu które dał mi Ryan..

    Obudziłam się przywiązana do drzewa. Zorientowałam sie że nie mam żadnej broni przy sobie.
    - Jak śmieli mnie dotykać ?! - wysyczałam rozglądając się.
    Moje bronie były parę drzew dalej.
    - Żeby zabierać kobiecie broń.. i .. !  Niech tylko ich dorwę... - siedziałam właśnie w samej bokserce i spodniach od munduru... Rozebrali mnie. Nie do końca, ale bez kurtki od mojego munduru czułam się niezręcznie... Wszystko było tylko paręnaście centymetrów ode mnie. W każdej chwili mógł na mnie trafić jakiś mutant. Byłam wystawiona jak na talerzu. Nie wiem ile spałam. Parę godzin, parę minut. Spróbowałam medytować ale to naprawę było trudne kiedy ręce miałam z tyłu i jeszcze tuliłam nimi drzewo, a na dodatek byłam ranna. Nie słyszałam nic w pobliżu. Przez paręnaście minut wsłuchiwałam się w głuchą ciszę.
    - Like a small boat. On the ocean. Sending big waves. Into motion. Like how a single word. Can make a heart.. open. I might only have one match... but I can make .. an explosion.. - zanuciłam szeptem żeby zagłuszyć ciszę. - Ehh.. Las, noc, cisza, na dodatek rana piecze... chujowy dzień..- jęknęłam

    <Ryan?>

    Od Hope CD. Ryana

    Chłopak się dziwnie zachowywał od tamtego spotkania.
    - Będziesz nadal obrażony, że nie dołączyłam do twego klanu? - rzuciłam od niechcenia w jego stronę. Cisza. Niech będzie chce ciszy to ją będzie miał. Po zjedzeniu poszłam się przejść poza murami miasta. Nie chciałam, a być może nie lubiłam siedzieć w zabudowanych miejscach za bardzo.  No cóż podczas spaceru spotkałam tego samego chłopak, co na śniadaniu. Chciałam go wyminąć, lecz mi na to nie pozwolił. Jednak wyminęłam go i poszłam dalej. Jednak ten chłopak nie dawał za wygraną. Denerwowało mnie to, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Chłopaki chyba ta cisza zaczynała doskwierać, bo dziwnie się na mnie patrzył, lecz sam chciał ciszy to ją ma. Nie uległam mu. Idąc tak nie zwracaliśmy na nic i na siebie zbytniej uwagi. Jednak był to nasz błąd, bo zostaliśmy z zaskoczenia zaatakowani przez mutantów. Dzielnie się trzymaliśmy, jednak zostaliśmy zapędzeni w kozi róg. Spojrzałam na chłopaka i w przepaść. Dostrzegłam, w sensie usłyszałam szum wody... Złapałam chłopaka za dłoń i skoczyłam z nim do wody... Dwie minuty spadaliśmy aż uderzyliśmy w taflę wody... Po kilku minutach dopłynęliśmy do brzegu.
    - Czemu to zrobiłaś? - zaczął gniewnym tonem
    - Może się przedstawisz? - odparłem ironicznie
    Chłopak lustrował mnie wzrokiem
    - Ryan Bielikow - odparł
    - Hope Rosalie Rogers - odparłam i dodałam - Dzięki temu żyjemy
    - Ale nie wiemy, gdzie jesteśmy - powiedział
    - Boisz się nieznanego i przygody? - spytałam figlarnie, na co ten się uśmiechnął do mnie

    < Ryan?? Na pewno później się rozkręcę ;) >

    Od Ryan'a Cd Rose

    Patrzyłem na nią nieco nie dowierzając w jej słowa. Spodziewałem się,że będzie nalegała abym jej słuchał i współpracował.
    Jak widać obydwoje wolimy działać na własną rękę. Zerknąłem na mapę obmyśliłem plan działania i ruszyliśmy.
    Tak samo jak jej nie chciało mi sie szukać tych pozaziemskich istot. Nie lubię słuchać rozkazów dla mnie to bez sensu.
    Jak zawsze przy murach kręciły się mutanty.
    Wyjąłem z kieszeni bransoletkę z nadajnikiem
    - Zakładaj rozdzielamy sie gdybyś miała kłopoty naciskasz na zielony guzik i będę wiedział gdzie jesteś.. ja mam to samo.
    Rozdzielamy sie mamy duży obszar do przeszukania.
    - Okey ... a co jak znajde ?
     - To naciskasz niebieski spotykamy sie tutaj za 3 godziny.
    Każde z nas poszło w swoją stronę wspiąłem się na drzewo. Nie miałem zbytnio nawet ochoty szukania tego czegoś.
    Natknąłem się na mutanty i nic więcej.
    Nagle zobaczyłem uciekającą dziewczynę zatrzymałem ją.
    - Co się dzieje !
    - Musze powiadomić wszystkich na wschód mamy ich ..
    Ruszyłem biegiem byli tam wszyscy którzy zostali wysłani po dwie osoby osoby z każdego klanu.
    Brakowało tylko Rose. Na moim nadajniku zaświeciło się,że ma kłopoty.
    Dobro misji ..czy też iść jej pomóc
    Ruszyłem mimo wszystko w przeciwną stronę patrzyłem na mape nadajnika aby ją znalleźć gdy dotarłem na miejsce zobaczyłem ..

    (Rose,co to za kłopoty)

    środa, 5 października 2016

    Od Rose CD. Ryan

    - Z jakiej racji to ty rządzisz.. - mruknął.
    Złapałam go za łokieć i pociągnęłam za sobą z dala od biura Lane'a.
    - Proszę. - wręczyłam mu mapę. - Dziś panowie idą przodem. - uśmiechnęłam się zadziornie.
    - Zastanawiam się co jest z Tobą nie tak.. ? - mruknął.
    - Powiem Ci jedno.. - przybliżyłam się do jego twarzy - .. pokaż co potrafisz. - wskazałam na mapę w jego dłoni i w między czasie wpatrywałam się w jego oczy.
    Z uśmiechem minęłam go i skierowałam się w stronę drzwi.
    - No dalej panie Bielokow, czekam na pańskie rozkazy. Wykaż się.
    Odwróciłam się od niego i poszłam w stronę zbrojowni.
    Przygotowując się do wyjścia nie odezwał się ani słowem, również ja nie zarzuciłam ani jedną literą z mego słownika. Wiedziałam że jest inteligentnym typem człowieka. Tylko trzeba czekać.
    Byliśmy za drugim murem.
    - Wiesz, nie musimy współpracować. - przerwałam ciszę
    - Że co ?
    - Oboje bardzo dobrze wiemy że radzimy sobie najlepiej sami.
    - Ty serio jesteś dziwna. Ostatnio sama mówiłaś że mam nauczyć się współpracować.
    - No, ale jeżeli chodzi o mnie to ja nie mam ochoty współpracować. Wiem że jest Ci to na rękę więc nie marudź. - odparłam i poszłam przodem.
    Wyszliśmy za mury. Czekała nas ciężka noc, nie miałam tak naprawę ochoty szukać tych obcych, a tym bardziej skakać sobie do gardłem z Ryan'em.
    Usłyszeliśmy wycie.
    - Cholerni mutanci. - szepnęłam do siebie. - Ciągle giną pod murem, ale jest ich coraz więcej. Nigdy się nie nauczą.
    - To do mnie czy koło mnie ? - spytał wyprzedzając mnie.
    - Sama nie wiem. - odparłam spoglądając na jego plecy... - Eh... Prowadź. To teraz twoja misja. - odparłam uśmiechając się pod nosem.

    <Ryan?>

    Od Ryana Cd Rose

    Podeszłą do mnie Rose zbierająca podpisy popatrzyłem na nią po czym wziąłem długopis i podpisałem się.
    - Bardzo trudne dziewczynka ma zadanie
    - Daruj sobie .. - warknęła
    - Dobra bo się czerwona robisz ..
    Dziewczyna odeszła a ja kilka godzin skończyłem wartę poszedęłm do pokoju ogarnąłem się i gdy już się kładłem ktoś wparował bez pukania do pokoju
    - Cieszę się ze nie spisz i nie pośpisz - powiedziała Rose
    - Serio co jest ?
    - Szykuj sie idziemy
    - Gdzie jak po co ?
    - Mniej gadania więcej robienia
    W ciągu 3 minut byłem gotowy wyszedłem z pokoju i poszedęłm za nią do Lane. Mężczyzna wydawał się lekko zaniepokojony
    - Co się stało ? - spytałem
    - Mam dla was zadanie zajmie wam za pewne całą noc ale musicie współpracować
    - O nie ja z nią !
    - Zamknij się - uniósł głos a mi się to nie spodobało Rose tylko przewróciła oczami i czekała aż Lane zdradzi nam co nieco.
    - Namierzono pozaziemskie istoty wysłano z każdego klanu po 2 osoby padło na was musicie zebrać informację i zdać raport rano
    - Tak jest - powiedziała dziewczyna
    Wyszliśmy z pomieszczenia
    - Idziemy tam - pokazała mapie
    - Z jakiej racji to ty rządzisz-mruknąłem ..

    <Rose>

    Od Ryana CD. Hope

    Nie byłem zadowolony z faktu iż miałem przyzwyczajać się powoli do pracy zespołowej. Treningi treningami i tak Lane widział, że wszystko robię na własną rękę. Nie był z tego powodu zbytnio zachwycony jednak nie miałem zamiaru mu przytakiwać i robić tego co on chce. Robiłem i wykonywałem polecenia ale po swojemu. Po treningu poszedłem na obiad posiłki jak zawsze wspólne ze wszystkimi klanami. Usiadłem sam zjadłem szybko i się zmyłem jak najszybciej. Po drodze otrzymałem informację że mam sprawdzić kto błąka się nieopodal miasta.
    "Jeszcze tego mi brakowało, dobrze ze sam a nie z kimś"
    Poszedłem więc namierzenie osoby zajęło mi kilka minut. Była to dziewczyna nieco ciemniejsza karnacja i dłuższe ciemne błąd włosy.
    Nie ukrywałem się tylko wyszedłem na przeciw gdy mieliśmy się minąć zatrzymałem ją i zilustrowałem wzrokiem.
    - Czego tu szukasz ?
    -Niczego .. -odpowiedziała
    Nagle usłyszałem głos Liderki z Space Depth
    - Odejdź od niej !
    Nie drgnąłem
    - Ktoś już sobie Ciebie upatrzył .. -szepnąłem po czym minąłem ją
    Słyszałem jak kobieta jej wszystko tłumaczy o klanach i o tym,że został wybrana oraz o tym że jest tu jakiś koleś ale nie wiem o kim mówiła jedno co usłyszałem to ze dziewczyna zgadza się być w klanie i ma uważać na ludzi z innych klanów oraz szczególnie na mnie uśmiechnąłem się pod nosem tylko.

    ******* kilka dni później*******


    Była pora obiadowa usiadłem jak zawsze sama przy moim stole usiadła ta dziewczyna z Space Depth. Moja twarz bez emocji ignorowałem jej obecność do momentu kiedy się nie odezwała ..

    <Hope>

    Od Andrew CD. Hailey

    Ktoś szturchnął mnie w ramię parę minut po tym jak ona odeszła. To był Kyle, machnął ręką w stronę wyjścia.
    Kiedy byliśmy za drzwiami przyjaciel spytał się dlaczego się tak staram. Odkąd ją zobaczyłem nie mogłem oderwać wzroku i trwa to do teraz. Widząc ją rozmawiającą z Chrisem poczułem lekki smutek. Z nim rozmawiała, normalnie. Mnie dosłownie ignorowała.
    - Ehh.. starasz się chłopie, wiem. - poklepał mnie po ramieniu kiedy odwróciłem wzrok.
    - Tell me why you're putting pressure on me. And every day you cause me harm. - zanuciłem.
    - Ty serio się zakochałeś ? - Kyle nagle stanął.
    - Być może. - wpatrywałem się w okno. - Być może..

    Idealnie wcelowałem i wcisnąłem spust. Kula przeszła na wylot, Kyle krzyczał do słuchawki w moim uchu że by sobie poradził, a Olivia marudziła że gdybym dał jej jeszcze pięć sekund sama by go sprzątnęła.
    Westchnąłem głośno.
    - Żadnemu z was nie da się dogodzić więc przestańcie pierdzielić i do roboty. Musimy znaleźć jeszcze jednego.
    - Nie będziesz.. - zaczął Kyle
    - Będę. - przerwałem mu - Przypomnę Ci co powiedział Chris Harper. - uśmiechnąłem się pod nosem obserwując tą dwójkę przez lornetkę -"Jesteś odpowiedzialny za tą misję i dzięki temu jesteś dziś ich szefem. Również chodzi o Ciebie panie Goot."
    - Czasami żałuję że się przyjaźnimy.
    - Raz na wozie raz pod wozem mój skarbeńku. - posłałem mu całusa przez mikrofon, a on odesłał mi swój piękny palec środkowy.
    Nagle poczułem ogromny ból i uniosłem się w powietrzu przelatując spory kawałm, usłyszałem tylko krzyk przyjaciela i Olivii którzy wołali moje imię. W mojej głowie zawitała noc, czarna jak smoła.


    - Napędziłeś nam stracha. - odparła Olivia wstając z krzesła.
    - Dokładnie. Myślałam że to głęboka rana kiedy Goot wpadł przerażony niosąc Cię na rękach.
    - Da pani spokój. Mu nic kości nie połamię, a co dopiero zabije. Twardy chłop. Próbowałem. - odparł Kyle zmieniając temat.
    - Potwierdzam. - poparłem go. - Tak się poznaliśmy, próbował mnie zabić. - zaśmiałem się.
    - Byliśmy dziećmi, teraz dał bym radę !
    - Jasne, wmawiaj sobie dalej. - Wstałem z łóżka. - Dziękuję, czuję się dobrze - uprzedziłem odpowiedź dla Heard.
    - Jak uważasz. - rzuciła. - Uważaj na niego Kyle.
    - Tak, tak. - rzucił i wyszedł za mną.
    - Dlaczego jesteśmy w Space Depth ? - rozejrzałem się w ciemnym korytarzu który był oświetlony tylko przez księżyc.
    - Tak się martwiłem że zamiast do szpitala od razu zaprowadziłem Cię do Heard..
    - Oh jakiś ty kochaniutki.. - odparłem słodziutkim głosikiem.
    - Pierdol się. - walnął mnie w ramię.
    Kiedy skręciliśmy w lewo na zakręcie Kyle nagle mnie zatrzymał.
    - Ktoś tam jest. - mruknął
    - Przecież widzę. - podszedłem do postaci siedzącej na podłodze i oparte o ścianę. Poznałem tą osobę. Przejechałem ręką po jej włosach.
    - Ohohoho nie wierzę, panna O'Conner. Wy może serio mieszacie w swoich przeznaczeniach. - zaśmiał się
    - To nie miało sensu, wiesz ? - spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem
    - W końcu to w moim stylu "skarbeńku" - zignorowałem go.
    - Nie wiesz przypadkiem pod jakim numerkiem ona mieszka ? - spytałem biorąc ją w ramiona.
    - Nie, to powinna być Twoja działka.
    - Ty debilu, nie jestem stalkerem. Po prostu mi się podoba... - to ostatnie szepnąłem.
    - Weź ją do siebie. - zaproponował
    - Cię pojebało ?!
    - Cicho ! Bo ją obudzisz. - mruknął. - Weź zrób coś dla świata, zrób co mówię i się zamknij. Mam już Ciebie dość i tych podchodów. Rzuć ją na łóżko, a ty śpij na kanapie. Jak Cię rano spoliczkuje i wykrzyczy że ją wykorzystałeś to znaczy że jednak masz jakieś szansę.
    - Spierdalaj. - rzuciłem i zabrałem ja ze sobą.
    Kyle wrócił do siebie, a ja do siebie.
    Położyłem Hailey do łóżka, a sam rzuciłem się na kanapę.
    - Tęskniłeś ? Bo ja bardzo. - odparłem ironicznie do wersalki. - Dakota.. - szepnąłem

    Suczka wyszła z biura i wskoczyła na kanapę kładąc mi się na brzuch. Przykryłem siebie i ją kocem, nucąc cichutko piosenkę którą Dakota lubiła.
    - Lately I've been, I've been losing sleep. Dreaming about the things that we could be. But baby I've been, I've been praying hard. Said no more counting dollars. We'll be counting stars. Yeah, we'll be counting stars...

    Usłyszałem jej delikatny głos mówiący coś o spokoju, pies warczał. Otworzyłem oczy.
    - Dakota. - odparłem siadając - To przyjaciel.
    Suczka powąchała dziewczynę i nagle zmieniła nastawienie, zaczęła merdać ogonem i kręcić się wokół niej, a później podbiegła do mnie, polizała mi dłoń i znowu zaczęła kręcić sie po pokoju ciesząc się z tego że nowa osoba jest koło niej.
    - Dzień dobry Hailey, jak się spało ? - spytałem z ciepłym uśmiechem.

    <Hailey?>


    Od Olivii CD. Castiel'a

    Spojrzałam na chłopaka który na prawdę świetnie strzelał
    -Nie spodziewałam się tego Chris dał mi ją do zabawy
    -No tak .. kilka dni temu zostałem jego Doradcą ..
    -Wow .. to mnie zna od zawsze i nie mam takich zaszczytów
    -Od zawsze ?
    -Długa historia .. z resztą nie lubię wracać do przeszłości.
    Chłopak podał mi broń a ja uśmiechnęłam się
    -Ciekawa jestem jak zadziała podczas akcji .. morze pozwoli mi ją zatrzymać na jakąś małą wyprawę
    -Nie mam pojęcia .. Jestem Castiel Jasper Amerendus Nataniel Rogers
    Popatrzyłam na niego i szczęka mi opadła ..
    -Jestem Olivia w skrócie Livii a do Ciebie jak mam się zwracać ?
    -Castiel chyba będzie najprościej
    -Też tak sądzę ..
    Schowałam broń wyjęłam paczkę fajek i zapaliłam chłopak nieco się skrzywił ale jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Do pomieszczenia wszedł Chris
    -I jak się podoba broń ?
    -Jest rewelacyjna .. -powiedziałam
    -Livii !! wyjdź ! -mruknął Chris
    -Dobra dobra .. -wyskoczyłam oknem i wylądowałam przed budynkiem po czym poszłam na spacer,wiem ze nie lubi gdy palę i to na terenie naszej "bazy" Nagle ktoś ze mną zrównał
    -Mam ciekawe wieści ?
    -Niech zgadnę jakieś zadanie ?
    -Nie do końca ..
    -Czyli ?
    -Wspólny patrol jutro z rana za murami,przyszykuj bronie
    -Oki ..
    Poszłam do swojego pokoju,wzięłam prysznic i ubrałam piżamę po czym zasnęłam. Jako że mieliśmy patrol nie musiałam zrywać się o 3 w nocy a mogłam wstać o 4 rano iść na śniadanie spokojnie przebrać się zgarnąć bronie i o 4:45 byłam przed ostatnim murem czekając na Castiela.
    Gdy chłopak dotarł opuściliśmy bezpieczne mury miasta.
    -Ostatnio trafiłam na zmutowanego niedziedzia .. ostatnio wczoraj-zaśmiałam się wyjęłam papierosa i zapaliłam
    -Kilka dni temu złapało mnie stado zmutowanych wilków
    -Teraz coraz więcej tego .. -stwierdził
    Trafiliśmy na dziwny trop
    -Na moje oko to jak łapa Lwa .. -wzruszyłam ramionami
    -Albo Tygrysa .. -ukucnął i dotknął jej
    -To chyba stary ślad .. -stwierdziłam ..
    Szliśmy dalej w milczeniu do momentu kiedy nie pojawiło się więcej śladów
    -Chol*a te są świeże i ciepłe-szepnęłam
    -Masz racje mniemy się na baczności
    Oczy do okoła głowy postanowiłam wspiąć się na drzewo wtedy zobaczyłam to wielkie coś idące w naszą stronę

    http://filing.pl/wp-content/uploads/2015/01/filing_images_f63e126b45e0.jpg 
     
     -Castiel szybko !!
    Chłopa wspiął się i dostrzegł giganta miał okołlo ponad 2 metry wysokości
    -Łażę poza terenami od lat ale nigdy nie spotkałam takiego mutanta .. -szepnęłam


    < Castiel? >