piątek, 11 listopada 2016

Od Hailey C.D Andrew

Friendzone co? No niestety, czasem tak bywa. Chyba nie zdołałabym obdarzyć uczuciem drugiej osoby, nie potrafiłabym, nie po tym wszystkim, nie w takim świecie. Teraz miłość nie jest taka jak kiedyś, kiedyś brało się ślub, zakładało się rodzinę, wychowywało dzieci. A teraz? Teraz to nierealne, dzieci w tym świecie? Teraz można co najwyżej potrzymać się za ręce. Bezsens.
Drgnęłam lekko na szelest, a moja ręka instynktownie powędrowała do pistoletu. Zauważyłam, że chłopak również się spiął, stając krok przede mną. Po chwili z krzaków wyskoczyła wiewiórka, najzwyklejsza, ruda wiewiórka. Podskoczyła szybko do żołędzia, który leżał obok buta chłopaka, chwyciła go i tyle ją widzieliśmy. Z powrotem wskoczyła między liście krzewu. Rozluźniłam się opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Rzuciłam okiem na wyjście, pogoda nieco się uspokoiła.
- Chodź, do miasta jeszcze kawałek. – Złapałam go za rękę i pociągnęłam do wyjścia. Nie opierał się, wręcz przeciwnie, uścisnął delikatnie moją dłoń, posłusznie podążając za moim cieniem. Szliśmy tak parę dobrym minut zanim nie zorientowałam się, co właśnie robię. Powoli zabrałam rękę z jego uścisku, udając, że muszę przeczesać włosy. Potem szybko schowałam obie dłonie do kieszeni. An zmieszał się nieco, ale po chwili uczynił to samo.
- Powinniśmy odpocząć, idziemy już ponad…- zrobił przerwę by spojrzeć na zegarek. Urządzenie wskazywało 1:15. – Ponad 12 godzin, odliczając przerwy, no, to 10 godzin.-poprawił się. Dopiero w tym momencie poczułam, jak wielki ból rozrywa moje łydki i uda. Stopy piekły a sama myśl o drzemce, wprawiała mnie w cudowny nastrój.
- Masz rację. - Mruknęłam poprawiając plecak. – Zobacz, już widać budynki, niedługo zrobimy postój.
- Chcesz nocować w mieście? – Spytał podchodząc nieco bliżej mojej osoby. W jego głosie wykryłam nutkę niepewności.
- Zabarykadujemy się w jakimś sklepie, może jakimś pomieszczeniu. Nie możemy przecież spać na otwartej przestrzeni. – Przyspieszyłam nieco kroku, na co chłopak zareagował tym samym.
- Zdrzemnąłbym się.- Wycedził po czym ziewnął krótko.
- Nie tylko ty.- Posłałam mu delikatny uśmiech. Za chwilę mój wzrok z powrotem wbił się w malujące się przed nami opustoszałe osiedle domków. Po kilkudziesięciu minutach marszu, wreszcie wstąpiliśmy do jednego z domków. Problem z drzwiami rozwiązał dryblas, kiedy to ja „sprawdzałam” okolicę. W gruncie rzeczy rozejrzałam się tylko, czy nikogo, ani niczego nie widać w okolice. W środku było ciepło, lecz pusto. Na środku wielkiego pokoju, stał stolik, a obok leżało przewrócone krzesło. W kuchni również nie było rewelacji, po prostu jedna wielka pustka. Jakby ktoś uciekał stąd zabierając dosłownie wszystko. Wstąpiłam na piętro, ta sama sytuacja. Pocieszeniem było, że w jednym z pokoików, stała dość spora kanapa. Ale nas była dwójka, nie zmieścilibyśmy się razem…
- Myślę, że tu będzie w porządku. Zabarykaduj dobrze drzwi i chodź tu!
- Nie krzycz kobieto. – Syknął i zaczął majstrować przy zamku. Ja w tym czasie przetrząsnęłam dom w poszukiwaniu czegokolwiek. Parę prześcieradeł, ręczników, koc i długopis, ah tak i paczka papierosów. Zawiesiłam strzępy materiałów nad oknami, zaś koc rzuciłam na łóżko. Dokładnie sprawdziłam, czy sofa się nie rozkłada, ale nic z tego, nie było nawet takiej opcji. Cicho wzdychając rzuciłam plecak pod ścianę i spojrzałam w stronę szafy, która stała w rogu pokoju. Chwilę wahałam się, lecz zaraz stałam naprzeciw niej, pewnie otwierając drzwi. Była pusta, kompletnie. Nagle usłyszałam warknięcie, a coś ścisnęło moje biodra. Serce podskoczyło mi do gardła. Wzdrygnęłam się, a zaraz potem odwróciłam w drugą stronę. Chłopak szczerzył zęby.
- To nie śmieszne! Nie rób tak! – krzyknęłam i podniosłam rękę, by go uderzyć. Przymknął oczy, już chciałam to zrobić ale powoli opuściłam dłoń. Pokręciłam tylko głową i minęłam go podchodząc do kanapy.
- Śpisz z tej strony. – Mruknęłam ściągając kurtkę. Chłopak był najwyraźniej zdziwiony.
- Śpimy…razem? – Spytał lekko nie dowierzając.
- Ta, ani ty, ani ja nie będziemy spali na podłodze. Głupio byłoby też, gdyby jedno spało, a drugie czatowało, bo oboje padamy na mordy i prędzej czy później osoba na warcie padłaby na pysk, czyż nie?
- Trochę w tym racji. – Mruknął ściągając wierzchnie okrycie.
- Jak coś nas zaatakuje to po prostu zginiemy i tyle.
- Życie nie ma dla Ciebie choćby najmniejszej wartości? – Przesunął szafę, barykadując tym drzwi. Zaraz legł się na „swoją stronę” kanapy.
- Ma, ale bardzo małą. – Mruknęłam i bardzo niechętnie ułożyłam się na swojej połowie plecami do niego. Naciągnęłam koc tak, by starczył na naszą dwójkę.
- O której wstajemy? – Spytał cicho. Po jego głosie wywnioskowałam, jak bardzo jest zmęczony.
- Kto pierwszy ten budzi.- Szepnęłam. – Ej An…
- Hm?
- Nie strasz mnie więcej..
- Dlaczego? – Spytał cicho śmiejąc się.
- Bo… bo choruję na padaczkę… takie żarty mogą się źle skończyć. – odpowiedziałam na jednym wdechu. Andrew nie powiedział już nic, ale nic nie powstrzymało go od tego, by mnie lekko objąć. Nie powiem, że mi się to podobało, ale nie czułam też, że jest to w jakimś stopniu nieprzyjemne. Chwilę tak jeszcze nad tym rozmyślałam. Jego oddech ucichł i wyrównał tempo.
Zasnął – pomyślałam i zamknęłam oczy.
- Dobranoc..- Wyszeptałam.



Andrew?

niedziela, 6 listopada 2016

Od Andrew CD. Hailey

Po omacku przechodzę z dnia w kolejny dzień. Drżę przez pustynię codzienności. Gdziekolwiek pójdę, tylko mgła i cień.. Muszę odpocząć od tej samotności, która zabija nawet marzenia. Dość mam pustki i monotonii, więc w sercu budzą się dziwne pragnienia.. Tak bardzo znów chciałbym w coś uwierzyć, że świat jeszcze raz nabrał barw i konturów. Tęsknota za tobą pozwala mi przeżyć, bo wiem, że to ty jesteś źródłem światła. Dlatego uparcie wciąż szukam i wołam, choć droga do ciebie nie będzie łatwa. Ty mnie uwolnisz od strachu i bólu,
- ..gdy wreszcie znaleźć Cię zdołam. - zaszeptałem.
- Mówiłeś coś?
- Zdaje Ci sie moja droga - wyszczerzyłem białe zęby.
Westchnąłem. Odchyliłem głowę do tyłu żeby na nią spojrzeć, kiedy tak skradała się w moim cieniu. Dochodziła już północ, nagle poczułem coś zimnego. Krople. To był deszcz, po paru chwilach zaczął uderzać w nas coraz mocniej i mocniej. Żadne zwierzęta nie lubiły takiej pogody. Spojrzałem na Hailey.
- Co z tym robimy panienko?
Spojrzała w niebo.
- Poszukajmy schronienia. Na razie..
- Tak jest szefowo! - zasalutowałem i ruszyłem dalej.
Trafiliśmy na małą jaskinie. Była pusta więc mogliśmy w spokoju tam posiedzieć i przeczekać.
- Jesteśmy sami. Na co masz ochotę?- spytałem grzebiąc w plecaku. -  Spędzimy cudowny wieczór.  Randka? -  spojrzalem na nią.
- Jako przyjaciele.
Czy ja właśnie trafiłem do Frendzone?!
- W sumie frendzone też spoko.  -  wyszczerzyłem kły.
Nagle coś w krzakach sie pporuszyło, a my oboje spieliśmy się i stanęliśmy gotowi na atak.

<Hailey? >

środa, 2 listopada 2016

Od Samanthy



Kolejna nieprzespana noc… Leżałam na łóżku, wpatrzona w sufit, na którym wkrótce miały pojawić się pierwsze znaki nowego dnia. Czas jednak wlókł się niemiłosiernie. Zniecierpliwiona podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. Ani śladu Słońca, widać dzisiejszy dzień będzie pochmurny...Przeniosłam wzrok na zegarek, wskazujący godzinę piątą nad ranem. Opadłam z powrotem na łóżko, zamykając oczy.
- Nadal nie pomaga… - fuknęłam do siebie. Zrezygnowana podniosłam się i leniwie popełzłam do łazienki. Spędziłam tam godzinę, choć byłam święcie przekonana, że minęło dwa razy tyle czasu.
- Co można robić o tej porze dnia? - rozejrzałam się po pomieszczeniu, a po chwili dał o sobie znać mój żołądek. Zjadłam śniadanie, przebrałam się w strój „roboczy” i wyszłam z domu. Poszłam do wyjścia z miasta i kiwając na strażnika opuściłam jego mury. Widoczność była słaba, a pogoda paskudna. Przez moment zawahałam się, czy iść dalej…
- To może źle się skończyć… - mruknęłam cicho. Zrobiłam jeden krok wstecz… Potrząsnęłam głową i przyspieszyłam kroku, aby dodać sobie pewności. W końcu nie widziałam nic w obszarze jakichś dwóch-trzech metrów.
- Cholera… - warknęłam obracając się parę razy. Usłyszałam coś za plecami, odwróciłam się gwałtownie. Mutant był szybki, jak dla mnie zbyt szybki. Przemieścił się bardziej w lewo, tak, że prawie go nie zauważyłam. Cofnęłam się, upadając po paru krokach. Sięgnęłam po pistolet, ale ktoś uprzedził mnie rzucając zwierzowi nóż w głowę. Położyłam się na ziemi, ciężko oddychając. Popatrzyłam w górę uśmiechając się mimowolnie, dawno się tak nie przestraszyłam. Stał nade mną mężczyzna (choć mogłabym powiedzieć chłopak, bo był mniej-więcej w moim wieku) i podawał mi dłoń. Chwyciłam jego rękę, a on pociągnął mnie w górę. Jeszcze przez moment się wahałam, ale w końcu wypowiedziałam te słowo:
- Dziękuję…

(Castiel? Brak pomysłu :/)

Samantha Grant

„Good girls go bad, because bad boys don’t treat them right.”

  • Imię i nazwisko: Samantha Grant.
  • Pseudonim: Sam, Renée.
  • Klan: Dark Ash.
  • Płeć: Kobieta.
  • Wiek: 19 lat.
  • Stanowisko: Zwiadowca.

Głos: Christina Perri 
Data Urodzenia: 16 kwietnia.
Wygląd: Nigdy nie należała do filigranowych – 170 cm wzrostu i powiedzmy, że los nie pożałował jej kobiecych kształtów. Jest wyjątkowo silna, jak na przedstawicielkę swojej płci. Posiadaczka długich, czarnych włosów i błękitnych, wręcz lodowatych oczu. Jeszcze nigdy się nie opaliła, wiecznie blada i wychudzona – przypomina bardziej cień albo szkielet, niż człowieka.
Znaki szczególne: Ciężko przeoczyć bliznę ciągnącą się znad łuku brwiowego, przez lewą powiekę i aż do połowy lewego policzka. Tatuaż na karku
Cechy charakteru: Jednym słowem? Trudny. Wyjątkowo sarkastyczna i chamska osoba, która nie bierze pod uwagę ludzkich uczuć. Jeśli nadal jesteś zainteresowany, to kontynuuję… Często potrafi być szczera aż do bólu, czego potem żałuje. Zawsze lepiej dogadywała się z chłopakami, więc narobiła sobie tłum wrogów. Broni się przed światem, jak może, byle tylko znowu nie doznać obrażeń w psychice. Może być niemiła, chamska, wredna, ale nigdy nie zrobi czegoś, aby zaszkodzić drugiej osobie. Nie jest specjalnie mściwa, ale urazę niejednokrotnie chowa latami. Jest niesamowitym słuchaczem i zwykle daje cenne rady. Ogólnie to wyjątkowo małomówna osoba, ponieważ szkoda jej marnować tlen na rozmowy o pierdołach. „To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia”. Na co dzień nie jest sobą, wszystko, co o sobie powie może być kłamstwem. Wieczorami i nocami budzi się w niej prawda, a przeszłość odżywa na nowo. Z zimnej i nieprzyjemnej osoby staje się albo ciepła, rozmowna i towarzyska, albo obojętna, smutna i przybita. Wszystko zależy, o czym będziecie rozmawiać i sposób, w jaki druga osoba będzie mówić. Zaufanie Sam jest ciężko zdobyć, a łatwo stracić. Jeden błąd i znajomość się sypie.
Lubi: Łazić po drzewach, rozgwieżdżone niebo, przygody, motoryzacje i mechanikę, czytać książki, adrenalinę, muzykę, taniec, palić papierosy, fotografię, gimnastykę, psy.
Nie lubi: Gdy ktoś gapi się na jej bliznę, codziennej rutyny, wytapetowanych panienek, fałszywych obietnic, wścibskich i nachalnych osób.
Ciekawostki: Pali papierosy | Ma psa imieniem Niko | Nie potrafi pływać, boi się głębokiej wody | Jest uczulona na pierze i orzechy | Coraz gorzej widzi na lewe oko, ale nie przyznaje się do tego | Gra na kilku instrumentach | Tańczy i śpiewa, gdy nikt nie widzi | W rzeczywistości to taka biedna sierotka, którą trzeba przytulić mimo, ze będzie wierzgać i się wyrywać, a najlepiej już nie puszczać i zaopiekować się.
Inne zdjęcia: [1] [2]
Rodzina: Rodziców nie znała, pamięta tylko imiona – Michael i Sara. Od małego opiekowała się nią babcia – Sally, ale zmarła parę lat temu. Oprócz nich miała jeszcze brata – Williama, który zaginął pół roku temu. Stracił oczy, więc pewnie już nie żyje. Jak to się stało? Zaatakowały ich mutanty, w walce Will kompletnie stracił wzroku, podczas gdy Samantha w pełni go zachowała, z tego incydentu została jej jednak bardzo widoczna blizna.
Orientacja: Biseksualna/Aseksualna.
Partner: Raczej nieprędko kogoś sobie znajdzie.
Wyposażenie: Rękawiczki z wysuwanymi ostrzami, broń palna.
Login/E-mail: kasia2007; kasbem2007@gmail.com

sobota, 29 października 2016

!Uwaga!

W związku z ostatnim postem, dodanym przez Administratora informuję wszystkich, że sprawa, która zawarta jest w owym poście(poprzednim) prędzej czy później zostanie zrealizowana. Nie zostało to spełnione w wyznaczonym czasie z powodów technicznych. Nasz Administrator zapewnia, że gdy tylko uzyska dostęp do odpowiednich środków, wykona postawione zadanie, i nikt nie wymiga się od konsekwencji. Tymczasem nalegam, aby osoby, które jeszcze nie pisały, bądź są wywołane do odpowiedzi na opowiadanie, czym prędzej je napisały i wstawiły na bloga. Nie chcemy by blog upadł, lecz aktywność członków od ostatniego miesiąca jest po prostu tragiczna. Oczywiście to jest zrozumiałe - szkoła, praca, lecz nie wierzę, że nikt nie znalazł choćby chwili na to, by poświęcić choć odrobinę czasu na odpisanie. Dołączając do bloga zobowiązaliście się do przestrzegania regulaminu. Oto małe przypomnienie:

  • " Opowiadania trzeba pisać przynajmniej raz na miesiąc, ale lepiej pisać częściej."
  • " Opowiadania, które zlecono twojej postaci dokończyć, mają zostać dokończone."
Na końcu posta wymienię parę postaci, które muszą odpisać/napisać opowiadanie, oraz linki do poszczególnych postów z tym związanych.

TYMCZASOWE: Osoby które wysłały formularz do użytkownika RoseHarveyy na howrse proszone są o przesłanie formularza do użytkownika † Ʀɸʂɛɱɑɾʏ †  w celu dodania członka do bloga.

Osoby, które muszą napisać opowiadanie:
  • Kimiko Holden.
  • Erica Goot. ( TYMCZASOWO ZWOLNIONA)
  • Kyle Goot.  (TYMCZASOWO ZWOLNIONY)
Osoby, które muszą odpisać na opowiadanie:
Liczę na szybkie odpowiedzi i nowe posty.
Żona Administratora.

środa, 19 października 2016

Od Administratora


  • Nie było mnie parę dni przez pewne sprawy osobiste, a tu już pustki. Szkoda. 
Mam pytanko, ktoś z członków (lub nie) chce pomóc w rozbudowie bloga ? 


  • Proszę o nadesłanie formularzy waszych towarzyszy (zwięrząt) jeżeli takiego posiadacie lub chcecie mieć. 
Formularz:
Pełnę imię:
Imię: (jak się na niego woła lub można wołać)
Cechy charakteru: (krótko, zwięźle i na temat)
Ciekawostki: (coś ciekawego na temat twojego zwięrzęcia, mogą być związane z wyglądem, przeszłością, charaktetrem itd)
Agresja: właściciel 0-10/ najbliżsi właściciela 1-10/ obcy lubie 0-10/ obcy 0-10/


  • W piątek (21.10) lub w sobote (22.10) będę wystawiać zagrożenia postaci które nie napisały jeszcze opowiadań albo które napisały tylko jedno na ten albo poprzedni miesiąć. 


RoseHarveyy

wtorek, 11 października 2016

Od Hailey C.D Andrew

Nie podobało mi się jego podejście, wiedziałam, że tak czy owak, będziemy musieli udać się do liderów po pełną zgodę. Usiadłam, by włożyć i zawiązać drugiego glana.
- Powiesz mi dzisiaj czy nie?! – warknął głośno kierując głowę w moją stronę. Nie wytrzymałam.
- Przestań tak na mnie naskakiwać do cholery! – wyprostowałam nogi. Usłyszałam jak wszystkie moje kłykcie strzeliły głośno. Chłopak zmieszał się odrobinę, choć z jego twarzy nie mogłam wyczytać nic innego, oprócz złości. Po chwili wyprostował się i podszedł, niemalże podbiegł do mnie.
- Nie dam Ci iść samej, nie poza kolonie. –rzekł stanowczo.
- Czemu się tak zachowujesz?! Nawet  mnie nie znasz Andrew!
- An!. – poprawił mnie, a na czole wyskoczyła mu pulsująca żyłka.
- Będę mówić jak mi się będzie podobało. – fuknęłam. W jednej chwili znalazłam się w kompletnie innym miejscu. Chłopak przygniatał mnie swoim Torsem do ściany tuż przy drzwiach, zaś na ramionach zaciskał mocno swoje dłonie. Był tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na swojej szyi. Przeszedł mnie zimny, lecz miły dreszcz. Wpatrywał się w moje oczy, jakby usiłował znaleźć w nich cokolwiek przydatnego.
- Przestań. – szepnął. – Przestań grać taką obojętną i zimną.
- Nie gram. Nie podoba mi się twoje podejście i zachowuje się całkiem normalnie. Chyba postawiłeś mnie w zbyt barwnym świetle.
- Kłamiesz. Łżesz jak z nut, widzę to w twoich oczach.  Nie chcesz mnie przy sobie – trudno. Będziesz na to skazana bo nigdzie beze mnie nie pójdziesz.
- Zobaczymy. – mruknęłam. Chłopak powoli odsunął się ode mnie, po czym wrócił z powrotem do swojej szafki. Zarzuciłam na plecy kurtkę, a po chwili też plecak.
- Idę porozmawiać z Liderami co do wyprawy, jeśli się zgodzą..
- Sam porozmawiam z Lane’em..
- Jak sobie chcesz. – zamknęłam drzwi i ruszyłam prosto do pokoju liderów. Na moje szczęście, na miejscu zastałam wszystkich.  Dokładnie omówienie planu nie trwało długo, Lane jak zwykle wytłumaczył mi jak pięciolatce, co mam robić w sytuacji zagrażającej życiu. No tak, najlepszy tropiciel udziela najlepszych rad w kierunku swojej profesji. Harper wręczył mi jakiś pistolet, był wielki i niewygodnie leżał w dłoni. A Marlowe? Ta zmierzyła mnie tylko wzrokiem. Wychodząc z Sali wpadłam na wyposażonego już Andrew’a.
- Moja kolej, tylko poczekaj na mnie! – Rzekł  z uśmiechem. Ja tylko stanęłam pod ścianą i czekałam. Po około godzinie drzwi powtórnie się otworzyły.
- Jak mówiłem, jesteś na mnie skazana. – wyszczerzył się.
- Niestety.- sapnęłam w odpowiedzi.
- To jaki jest cel wszystkiego?

- Jak zwykle, zbadanie terenu, flory i fauny. Musimy również znaleźć jakiekolwiek oznaki po Tomie.

An?

niedziela, 9 października 2016

Od Andrew Cd. Hailey

- Co ty?
- Dostałam rozkaz, muszę wyruszyć przed dwunastą.- Za jąkała się kiedy spiorunowałem ją wzrokiem
- Że co ?! - warknąłem, a ona spuściła głowę. - Ehh.. - westchnąłem głośno i skierowałem się do swojej szafki.
- Andrew ?
- Mów mi już An, będzie krócej.
- Pytam się co ty robisz ?
- Idę z Tobą.
- Weź przestań.
Spiorunowałem ją wzrokiem, a po chwili zacząłem się przebierać.
- Inaczej będę się martwił. - odparłem wpatrując się w ścianę. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na nią.
- To o co chodzi w tej misji ? - spytałem ciekawy.

<Hailey, przepraszam. Brak pomysłu mnie nawiedził.>

sobota, 8 października 2016

Kimiko Holden

Jeśli chcesz oglądać tęczę, to musisz dzielnie znieść deszcz.

  • Imię i nazwisko: Kimiko Holden.
  • Pseudonim: Kim/Kimi.
  • Klan: Space Depth.
  • Płeć: Kobieta.
  • Wiek: 19 lat.
  • Stanowisko: Lekarz.

Głos: Dead or Lie! - Jenny
Data Urodzenia: 14.02.
Wygląd: Kimiko to maleńka dziewczynka mierząca ledwo 1.56 centymetrów, ważąca ledwie 53 kilogramów. Jej figura to typowa gruszka, czyli szerokie biodra i średnie piersi. Dziewczęce oczy koloru oceanu i jasna cera wyróżniają się chyba najbardziej z jej wyglądu. Długie złote włosy sięgają jej do kostek, a grzywka opada jej na lewą stronę. W jej jasne włosy wpięta jest czarna kokarda ozdobiona białymi cekinami. Ciało dziewczyny zakryte jest zieloną sukienką, pod którą kryje się biała koszula z czerwoną wstążką. Na jej nogach spoczywają czarne zakolanówki, a na jej maleńkich stopach leżą czerwone buty.
Znaki szczególne: Na jej nadgarstku wisi złota bransoletka, a pod koszulą wisi naszyjnik z jasnoniebieskim sercem.
Cechy charakteru: Kim jest raczej miłą i wyrozumiałą osobą. Stara się nieść pomoc wszystkim którzy jej potrzebują. Dziewczyna jest na ogół małomówna, przez swoją nieśmiałość. Nie łatwo jej się odnaleźć w grupie, przez co przebywa przez większość czasu sama. Uwielbia zwierzęta, zwłaszcza gryzonie. Jej zaufanie do drugiego człowieka jest bardzo ograniczone, żeby komuś zaufać musi spędzić z drugą osobą długi czas. Jej specjalnością jest ukrywanie uczuć i wykrywanie kłamstw drugiego człowieka. Przeraża ją widok krwi i przemocy, przez co unika wielu scen walki. Jest spokojna i szczera. Jednak, jak każdy człowiek czasem przepełniają ją negatywne uczucia. Nie umie się długo na kogoś złościć, ale kiedy jest zła z jej oczu po prostu płyną łzy. W akcie złości potrafi podnieść głos, jak każdy. W akcie furii potrafi nawet podnieść na kogoś rękę, ale nie dzieje się to zbyt często.
Lubi: Pasją Kimi są głównie książki i granie na pianie. W międzyczasie dziewczyna lubi zajmować się ogrodem i zwierzętami. Lubi słodkie jedzenie i owoce.
Nielubi: Kim nienawidzi cynamonu, bo jest na niego uczulona. Obrzydza ją kawa. Nienawidzi przemocy i widoku krwi.
Ciekawostki: Przeraźliwie boi się ciemności i wody.
Rodzina: Jej jedyna rodzina to babcia i dziadek którzy umarli.
Orientacja: Heteroseksualna.
Partner:~~
Wyposażenie: Nie wychodzi z domu bez nożyczek przy sobie.
Login/E-mail: ~Rin/ akianeko12@gmail.com


Od Olivii Cd Scott

Popatrzyłam na nowo poznanego człowieka po czym wstałam z trawnika. Spojrzałam na Alaskę która się uspokoiła i pasła się kawałek dalej.
- Z jakiego Klanu jesteś ?
- Dark Ash
- To będziemy się często widywać bo ja też - uśmiechnęłam się lekko
- Jesteś kim w klanie ?
- Żołnierzem ..
- O ja za to tworze androidy i roboty
- Ciekawe nawet zajęcie a ta noga to też twoje dzieło
- Skąd ? .. ehhh .. tak ..
- Spoko .. jeśli uraziłam to sorry ale nawet spoko jest
- Nie okey .. okey .. przyzwyczaiłem się już do tego
- Chcesz iść na kawę .. bo widzę,ze ani ty ani ja nie mamy zajęcia
- Czemu nie ..
Poszliśmy do kawiarni która znajdowała się nieopodal,Scotty zamówił sobie Espresso a ja Karmelowe Latte. Nawiązała się nawet dobrze klejąca rozmowa.
- Od dawna tu jesteś ? -padło pytanie
- Chyba od zawsze ... a w oddziale jestem jakieś 6 lat
- Jak się domyślasz jestem od niedawna
Wyjęłam paczkę papierosów gdy wyszliśmy z kawiarni, włożyłam do ust po czym podpaliłam wyciągnęłam paczkę w jego stronę
- Chcesz ?

<Scotty, następne będzie długie oki ^^)

Od Ryan'a Cd Rose

Dziewczyna wparowała i usiłowała mnie udusić w dup*e miałem to,ze morze mieć kłopoty.  Powiedziałem to co uważałem za słuszne,do pokoju wbił jakiś chłopak odciągnął ją  ode mnie ale też się idiota spruł do mnie. Rose mruknęła coś na temat wilkołaków,ze Lane się dowie i opuściła wraz z tym gburem mój pokój. Byłem wściekły na maksa uderzyłem pięścią w ścianę po czym wziąłem głęboki oddech. Naostrzyłem norze i schowałem do kieszeni po czym zamknąłem pokój od środka.
Podszedłszy do okna otworzyłem je i wyskoczyłem,wylądowałem na nogach i ruszyłem przed siebie wziąłem do ust papierosa i zapaliłem wciągnąłem dym głęboko i wypuściłem.
Poszedłęm na swoją zmianę pilnowania muru. Wieczorem podeszła do mnie Rose i podpisałem się bez słowa,także się do mnie nie odezwała. Poszedłęm na kolację zjadłem kanapkę po czym poszedłem opuścić miasto musiałem spotkać się z watahą aby ich ostrzec. Gdy wyszedłem za ostatni mur zaczęło lać miałem to gdzieś z cukru nie jestem. Tylko ja znalem tajne przejście do siedziby wilkołaków i oczywiście nie zdradzę wam gdzie to. Gdy dostałem na miejsce ustałem na kamień gdzie zazwyczaj staje Samiec Alfa. Zawyłem po czym po chwili zostałem otoczony przez nich.
- Co jest mruknął Sam ?
- Mamy problem ..
- Jaki .. ?
- Musimy zachować ostrożność ta dziewczyna co jej pilnowałeś Jacob chce was sprzedać
- Zabić !! Zabić !! Zabić !! - powtarzał jeden przez drugiego ..
- Nie
- Bo co to twoja nowa rodzina -wściekł się Embry
- Nie są moją rodziną !!
- W takim razie zabić ich ! - warczał Paul
- Nie możecie ich zaatakować ... dopóki to oni nie zaczną wojny a spora szansa,że nie zaczną
- Co mamy czekać na ich atak ..- wzburzył się Seth
- Lepiej poczekać Caleb ma rację .. nie rozpoczynajmy tej wojny -podeszła do mnie Leah
- Zawsze go popierasz - warknął Jacob
- To bez sensu jeśli zaczniemy potraktują nas jak mutantów ..-westchnęła Leah
- A teraz jak nas traktują ! - oburzył się Sam
Zapaliłem papierosa po czym westchnąłem ..
- Jeśli tylko zobaczę, że coś szykują przyjdę do was i będę walczył po waszej stronie przysięgam na swoje życie -połozułem reke na sercu
- A tylko nas zdradź to0 zrobię wszystko aby Cię zabić - powiedział Sam 
- Umówione .. - powiedziałem
Nie wróciłem na noc do bazy zostałem u Leah w jaskini spałem z nią. Gdy rankiem się obudziłem pożegnałem watahę i wróciłem do bazy. Wszedłem przez okno do pokoju wziąłem prysznic przebrałem się i otworzyłem drzwi pokoju. Poszedłęm na stołówkę zjeść śniadanie idąc na zaminę wpadłęm na Rose ..

<Rose> 

Od Scott'a

Kolejny dzień, kolejne ulepszenie protezy.
Chwyciłem protezę i nieumiejętnie próbowałem założyć ją od nowa. Udało się. Jeszcze tylko muszę podpiąć nerwy... Ja pier papierek.... Zacisnąłem zęby i zacząłem bawić się w podpinacza. Skończone, trzeba sprawdzić jak się trzyma. Wstałem.
Wszystko jest git. Chwyciłem w biegu swoją kurtkę i wybiegłem z domu. Oczywiście nie zapomniałem o swoim pistolecie oraz sztylecie, dodatkowo jednak zabrałem swoje słuchawki i odtwarzacz Udałem się za mury, trzeba w końcu wypróbować nowe ulepszenia, które wprowadziłem.
Po około piętnastu minutach spotkałem mutanta podobnego do wilka, tylko że ten był o wiele większy i brzydszy. Bez chwili zawahania rzucił się na mnie. Sprawnie wyminąłem atak potwora, jednak ten nie poddawał się i dalej szarżował.
Skorzystałem z ulepszonej nogi i odbiłem się na około dwa metry w górę, wystarczająco by wskoczyć na mutanta. Tak jak przewidywałem, ulepszenia nogi sprawiły iż ta poraziła prądem potwora. Zaskoczyłem z niego i zacząłem strzelać w jego głowę. Potwór padł martwy.
-Więc to by było na tyle...- powiedziałem sam do siebie i ruszyłem w stronę kwatery głównej. Po drodze zauważyłem jakąś dziewczynę z klaczą. Zaciekawiony podszedłem do nich.
- Ale ładny koń .. twój ? - powiedziałem z uznaniem. Dziewczyna spojrzała w moją stronę
-Tak .. od jakiś 2 godzin mój - zaśmiała się
Chciałem dotknąć klaczy, jednak ta cofnęła się i stanęła dęba.
-Nie Lubi facetów -powiedziała
-Czemu ? - zapytałem zaskoczona
-Mężczyzna ją bił musiałam ją uratować ..
-Dobre serce masz ..
-Tylko dla zwierząt .. -uśmiechnęła się
Klacz uspokoiła się a dziewczyna ją pogłaskała.
-Już dobrze Alaska .. tak w ogóle jestem Olivia ale mów mi Livii -podała mi rękę.
-Miło mi. Mam na imię Scott, ale mów mi Scotty- powiedziałem z uśmiechem.


Olivia?