Po omacku przechodzę z dnia w kolejny dzień. Drżę przez pustynię codzienności. Gdziekolwiek pójdę, tylko mgła i cień.. Muszę odpocząć od tej samotności, która zabija nawet marzenia. Dość mam pustki i monotonii, więc w sercu budzą się dziwne pragnienia.. Tak bardzo znów chciałbym w coś uwierzyć, że świat jeszcze raz nabrał barw i konturów. Tęsknota za tobą pozwala mi przeżyć, bo wiem, że to ty jesteś źródłem światła. Dlatego uparcie wciąż szukam i wołam, choć droga do ciebie nie będzie łatwa. Ty mnie uwolnisz od strachu i bólu,
- ..gdy wreszcie znaleźć Cię zdołam. - zaszeptałem.
- Mówiłeś coś?
- Zdaje Ci sie moja droga - wyszczerzyłem białe zęby.
Westchnąłem. Odchyliłem głowę do tyłu żeby na nią spojrzeć, kiedy tak skradała się w moim cieniu. Dochodziła już północ, nagle poczułem coś zimnego. Krople. To był deszcz, po paru chwilach zaczął uderzać w nas coraz mocniej i mocniej. Żadne zwierzęta nie lubiły takiej pogody. Spojrzałem na Hailey.
- Co z tym robimy panienko?
Spojrzała w niebo.
- Poszukajmy schronienia. Na razie..
- Tak jest szefowo! - zasalutowałem i ruszyłem dalej.
Trafiliśmy na małą jaskinie. Była pusta więc mogliśmy w spokoju tam posiedzieć i przeczekać.
- Jesteśmy sami. Na co masz ochotę?- spytałem grzebiąc w plecaku. - Spędzimy cudowny wieczór. Randka? - spojrzalem na nią.
- Jako przyjaciele.
Czy ja właśnie trafiłem do Frendzone?!
- W sumie frendzone też spoko. - wyszczerzyłem kły.
Nagle coś w krzakach sie pporuszyło, a my oboje spieliśmy się i stanęliśmy gotowi na atak.
<Hailey? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
1. Proszę nie obrażać członków bloga.
2. Jeżeli należysz do bloga, proszę o podpisywanie się imieniem i nazwiskiem swojej postaci.
3. Wulgarne komentarze będą usuwane.